poniedziałek, listopada 27, 2006

Bananowy weekend


Już po weekendzie... Niestety nie byłam na bolly imprezie, sobotni "globus" bardzo ograniczył moje możliwości fizyczne i intelektualne. Nawet czytać nie mogłam, bo literki wzmacniały pulsowanie lewej połowy mojej głowy. Za to piątek był rewelacyjny, nawet koło z Turbo Pascala nie mogło go zepsuć. Jedzonko hinduskie wyszło świetnie, mięsożercy też byli zachwyceni! Co prawda męska część "bananowych dzieci" spóźniła się 2 godziny, ale za to dotarli w takim stanie, że trzeba było im wszystko wybaczyć. Określenie "bananowe dzieci" zostało stworzone przez byłego znajomego (dla niektórych byłego przyjaciela). Miało być obraźliwe, ale wszystkim tak się spodobało, że można powiedzieć: "komplement nie poszedł w okno wiaty, komplement zaszedł". Rudy musi wymyśleć coś innego, by wzbudzić oburzenie i gniew, choć nie sądzę by mu się to udało. Nie ma takich predyspozycji!
Wczoraj już odżyłam, wreszcie byłam w kinie! W końcu się udało! "Jak we śnie" - też chcę takiego pluszowego konika!Film bardzo sympatyczny, idealny dla fanów "Garden State".
Na zdjęciu mgła nad ogrodem botanicznym i Ostrowem.

czwartek, listopada 23, 2006

Wiecznie żywa plotka

Daimos-postać bojowa

Kazuya jako pilot Daimosa

Kazuya Ryuuzaki

Erika

Richter

"Generał Daimos", jedna z najlepszych anime mego dzieciństwa. Był jeszcze "Kapitan Hawk", czyli Tsubasa i jego drużyna piłkarska, "Princess Knight", "W krainie kalendarza" i itp. A później "Dragon Ball", ale to juz nie było to samo. Kilka dni temu obejrzałam ostatni 44 odcinek Daimosa, którego nigdy do tej pory nie widziałam. Przez ponad 10 lat byłam przekonana, że cała seria kończy się tragicznie, umiera Erika (ukochana Kazuyi, siostra Richtera). Nie wiem skąd miałam takie informacje, powiedzmy, że wśród ówczesnych moich znajomych poszła taka plotka. Która okazała się wielką bzdurą! Erika nie umiera, Kazuya jest ciężko ranny, ale żyje. Mały Baam zostaje uratowany przez odważnych Ziemian, którzy wybaczają Baamisjanom napad na Ziemię.
Ginie natomiast Richter, popełnia samobójstwo (jego statek spala się w atmosferze Jowisza), bo nie może znieść tego, że tysiące ludzi straciło przez niego życie.
A tak z rzeczy bieżących to stałam się mistrzem w robieniu naleśników. Z 8 zrobionych dzisiaj 4 są doskonałe, idealne. Jednak pomimo ogólnego legactwa się rozwijam! Może nie koniecznie w kierunku w którym powinnam, ale zawsze to jakieś plus.

środa, listopada 22, 2006

Umarli bogowie-Gustav Klimt

"Krew ryby" 1898

"Wzburzona woda" 1898

Samopocieszanie

"Węże wodne II" Gustav Klimt,1904-1907

"Srebrne ryby-Nimfy" Gustav Klimt,1899

"Węże wodne I" Gustav Klimt,1904-1907

Deszcz pada, deszcz pada, deszcz pada. A przez to dopada mnie melancholia, okropne! Urządziłam sobie dzień Samopocieszania: słucham bolly, wyszukuję w necie moje ukochane obrazy Klimta, czytam jego biografię, niedługo wybiorę się na rundę po galerii w celu znalezienia kozaków oraz do mediateki po filmy i może jaką książkę. Taki szary dzień.

poniedziałek, listopada 20, 2006

Znów Tokio, znów Owca

"Tańcz, Tańcz, Tańcz"-Murakami. Ponownie jestem w Japonii lat 80, konkretnie w Tokio, w Shibuya. Sama nie wiem, który to już raz, czwarty, piąty??Nie wiadomo! Kolejna książka nie najwyższych lotów, taka do miłego poczytania w domu, a także w autobusie. Ciągle właściwie dzieje się to samo: mężczyzna po 30 nie potrafi pogodzić się z otaczającą go coraz bardziej kapitalistyczną rzeczywistością. Taki bierny bohater, którego niesamowite wydarzenia zmuszają do zmiany, nie zawsze na lepsze. I z nie wiadomych przyczyn prawie zawsze zamieszane są w te historie OWCE, a przynajmniej Człowiek-Owca.
A mimo wszystko nadal wracam do pisarstwa tego 57-letniego Japończyka. Dlaczego? Jako jeden z nielicznych przenosi mnie do swojego niedoskonałego świata w sposób wręcz namacalny. Początkowo z 3 razy muszę przeczytać pierwsze rozdziały, żeby się wkręcić, a potem...
Nie potrafię przestać! Znów jestem w Tokio i nie umiem stamtąd uciec.
Nie mogę powiedzieć, że lubię książki pana Haruki Murakami. Jednak gdy już wezmę którąś do ręki to nie jestem w stanie jej odłożyć, a to wcale nie jest miłe.

Jestem już po pierwszym wykładzie z "Mahabharaty" coś niesamowitego!
Największa epopeja świata!



Shibuya, czyli część Tokio mi najbliższa, można powiedzieć, że najbardziej znana.

niedziela, listopada 19, 2006

Pyare???


"Silna i gorzka choroba książkowa rozpanoszyła się w duszy. Jakież to haniebne być przywiązanym do tej bezwładnej masy papieru, druku i uczuć umarłych ludzi. Czy nie byłoby lepiej, szlachetnej i mężniej pozostawić cały ten śmietnik samemu sobie i wyruszyć w szeroki świat jako wolny, niczym nieskrępowany superman?"
Solomon Eagle "Poruszyć bibliotekę"

Wczoraj byłam w bibliotece oddać książki i oczywiście nie potrafiłam się powstrzymać by nie wziąć następnych kilku. To chyba naprawdę jest już choroba psychiczna lub nienormalna miłość. Ja nawet czytam przewodniki po Indiach! Poza tym z racji sobotniej imprezy w Łykendzie w domu króluje bolly, a szczególnie nowość "Don", czyli połączenie Bonda, Matrix i Mission Impossible. Filmu nadal nie widziałam z powodu tych cholernych napisów. Za to w ramach pocieszenia obejrzałam "Kaal" (hinduskie "The Blair Witch Project"- dżungla atakuje!), w którym gra mąż Kajol mający braki w uzębieniu i ogólnie będący jednym z bardziej obleśnych indyjskich aktorów. Powtórnie zobaczyłam Majora Rama i jego słodkie sweterki w romby, ale to akurat była czysta przyjemność. Nie wiem jak można nie kochać muzyki bolly, dla mnie to jest idealny sposób na chandrę i na wszystkie inne problemy. A jak ogląda się jeszcze bausy to uśmiech automatycznie pojawia się na twarzy.
Niestety pomimo poprawiania sobie nastroju muzyczką hindi jakiś marazm zakrada się do mnie i muszę coś z tym zrobić. Chyba zacznę chodzić jako wolny słuchacz na zajęcia na Uniwerek. Młody ma mi załatwić listę zajęć opcyjnych, a tam podobno pełno przedmiotów orientalnych, czyli to co smoki lubią najbardziej.


piątek, listopada 17, 2006

Moja kawa Twoja kawa


Jakoś tak pięknie dziś na dworze, a ja nawet wyjść z domu nie mam czasu. Mam opóźnienia w lekturze i staram się przeczytać do 18:30 ostatnie 150 stron dzieła naukowego o Tolkienie. Dzieło jak dzieło całkiem niezłe, choć przesycone przypisami i słownictwem nie do końca dla mnie zrozumiałym. Ale jestem dzielna i już tylko 15 kartek zostało!
Tydzień miną w zawrotnym tempie i znów mam weekend, który zapowiada się czytająco, bo opóźnienie nie dotyczy jedynie wspomnianego wyżej zbioru esejów, ale też 3 innych książek. Coś ostatnio się rozleniwiłam, a teraz za to płacę. "Dona" niestety obejrzeć nie mogę, bo napisy angielskie pozostawiają wiele do życzenia, a polskie nadal są tworzone przez pewne dziewczę- na razie stworzyło ono jedynie 15%, więc chyba muszę być cierpliwa. A niestety ta cecha nie należy do moich zalet, o czym większość wie.
Okazało się, że przepływ informacji wśród znajomych zaczyna przypominać głuchy telefon. Każdy coś mówi, ale nikt nie słucha, a potem wszyscy mają focha, a tak naprawdę to nikt nie ma. I już sama nie wiem, czy to jest zabawne czy tragiczne.

niedziela, listopada 12, 2006

Let go

Jakby ktoś był przypadkiem zainteresowany to czuję się już lepiej. Nawet mam plan wyjść wieczorem z domu. Choroba też ma swoje plusy, wszyscy się tobą martwią, gotują obiady, odwiedzają. Przy okazji ma się czas na oglądanie dobrych ( "Jeździec wielorybów") a nawet tych słabszych ( "Kwaśny smak brzoskwini") filmów. Nikt nie patrzy na ciebie krzywo jak poraz niewiadomo który oglądasz "Kuch Kuch Hota Hai", przecież masz stan podgorączkowy, więc należy ci się taryfa ulgowa. Poza tym można robić to co smoki lubią najbardziej - czytać, czytać i czytać. I to nie tylko literaturę łatwą, miłą i przyjemną, ale także dzieła naukowe. Może nie koniecznie dotyczące mojego wykształcenia, ale ile można czytać o absorbentach???

piątek, listopada 10, 2006

Wszyscy mają katar, mam i Ja!

No i dopadło także mnie. Tak się cieszyłam i chwaliłam, że dzięki cudownej szczepionce nie będę chorować, a tu oczywiście w najgorszej z możliwych chwil mnie rozłożyło przeziębienie. Niby takie małe nic, a mimo to uciążliwe. Chociaż nie powinnam narzekać, bo pomiędzy jedną chusteczką higieniczną a drugą jakoś szybciej rozwiązuję te nudne zadania z absorpcji i zjawisk powierzchniowych. Może stan podgorączkowy pozytywnie wpływa na moją zdolność logicznego myślenia lub zwyczajnie przestałam doszukiwać się ukrytych trudności. W każdym razie idzie mi sprawniej i z tego się cieszę.

Oto dwa projekty tatuaży. Sama nie wiem, który podoba mi się bardziej, chociaż chyba ten drugi. Ślicznie bedzie wyglądał na plecach wzdłuż kręgosłupa. Tylko, że na razie nie mam na coś takiego kasy. Wielka szkoda...

środa, listopada 08, 2006

Ach ten Shahrukh

KONKURS!!!
Która animacja jest najlepsza???
Mi oczywiście podobają się wszystkie oraz kilkanascie innych ze strony http://www.pyara.com/shahrukh/pic_anim.cfm ale mam swojego faworyta.
Czyli którą odpowiedź wybierasz?

a).

b).


c).


d).


e).

poniedziałek, listopada 06, 2006

Jesienne wakacje czyli pobyt w Puszczy


Jaka jest Puszcza każdy widzi. Ciemna, mroźna, wietrzna... cudowna.
Pobyt w domu można zaliczyć do tych bardziej udanych. Nie wylądowałam w szpitalu, nie miałam kaca ani zgona. Spotkałam się z prawie wszystkimi osobami z którymi chciałam się spotkać, a nawet z takimi, których się nie spodziewałam zobaczyć. Jestem o kilkadziesiąt złotych biedniejsza, mam poobijane nadgarstki oraz piękny siniak w kształcie szczęki Krystiana, który cholernie boli (nie mogę spać na prawym boku) i nie wygląda zbyt estetycznie. Nogi także zrobiły się jakieś kolorowe - kilka fioletowych i zielonych elementów ubarwia ich ogólną bladość. Powróciła chrypka, prawdopodobnie spowodowana uczuleniem na nikotyne. Polar już wyprałam, gdyż zapach piwa nie należy do moich ulubionych.
To tyle jeśli chodzi o straty materialne, emocjonalnie jest nieco lepiej, choć mam kilka powodów do narzekań.


Za to dostałam śliczny prezent w Park Pubie, co prawda zapomiałam go za pierwszym razem, ale następnego dnia czekał na mnie na barze. Magda powiedziała, że bezsensu same pudełko bez butelki, ale mi się ta puszka podoba, a poza tym to prezent. Dzięki temu wreszcie pamiętam jak się nazywa mój ulubiony likier. Muszę się przyznać, że piłam piwo. Nie było to doznanie przyjemne, lecz niestety konieczne, wywołane ogromnym pragnieniem.


Oprócz prezentu, udało się nam z Bauserką spróbować prawie wszystkich likierów w Parku, a nawet trochę pobausować w Pubie Bab. Edi mi właśnie napisała, że powinnam wspomnieć o tym, że zostałyśmy testerami nowych smaków kamikaze. Przyjemna praca!
Chciałabym tu oficjalnie oznajmić, że z Kasieńką też się doskonale bawiłam, głównie przy układaniu komercyjnej listy filmów. Mam nadzieję, że właściciel listy wie, że dwie ostatnie pozycje nie zostały zamieszczone tam przez nas.
Podsumowując:
NIE WIEM JAK WY, ALE JA SIĘ BAWIŁAM ŚWIETNIE!!!