czwartek, grudnia 20, 2007

Klątwa


Robert Jordan & David Gemmell
W zeszłym roku zmarł David Gemmell, nigdy już nie poznam dalszych losów Helikaona i innych. Teraz moja radość z polskiego wydania drugiej części "Gilotyny Marzeń" została przyćmiona informacją o śmierci jej autora. "Koło Czasu" nie ma zakończenia, ostatni tom nie został ukończony. Obaj panowie urodzili się w 1948 roku, cholera, przecież nie byli tacy starzy by umierać. Rzekomo mamy żyć coraz dłużej, jakoś na ich przykładzie tego nie widać. To jakaś klątwa, większości pisarzy fantasy nie udaje się ukończyć swych największych dzieł... Tolkien, Zelazny, teraz Gemmell i Jordan. Kingowi się udało, ale też mało brakowało, a "Mroczna Wieża" nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Klątwa!

wtorek, grudnia 18, 2007

Om Shanti Om


Obejrzałam... piosenkę "Dewangi dewangi" sama już nie wiem ile razy. Drugi film Farah Khan to wielka pochwała Shahrukh Khana. Oni siebie uwielbiają!!! Poza tym śliczne kolory i ludzie, dużo... bardzo dużo tańca i muzyki. Szaruk wymiata, niewielu 42-latków rusza się tak jak on. Zresztą w każdym następnym wcieleniu uwielbiam go coraz bardziej, nawet w tak głupkowatym jak obecne. Bo nie ma co ukrywać, że film jest durnowaty, podobnie jak "Jestem przy Tobie", ale takie kino też jest potrzebne. Poza tym zdecydowanie lepsze niż amerykańskie komedie romantyczne lub filmy dla nastolatków. W bolly kocham nieprzewidywalność, dla nich wszystko jest możliwe i nikogo nie dziwi, że bohater walczy z pluszowym tygrysem - wszyscy wierzą, że to prawdziwa bestia.
Farah ma niesamowitą zdolność do naśmiewania się z innych produkcji, nie tylko hinduskich, ale także zagranicznych. Niestety moja wiedza jest zbyt mała by wyłapać wszelkie aluzje, którymi naszpikowany jest film. Ale rozdanie nagród filmowych będzie zrozumiane nawet dla laika:
"Rahul... musiałaś już słyszeć to imię..." i plakat szwajcarskich gór w tle - coś wspaniałego!

To zdjęcia z promocji filmu (jejku jej jaki on jest cudowny!!!) :
Nawet beznadziejne zestawienie ubrań na nim wygląda idealnie i ciekawie.

poniedziałek, grudnia 10, 2007

Bartosz, lat 21


Born to be famous... utalentowany muzycznie, poliglota, na dodatek chodząca skromność.
I jak go nie kochać

środa, listopada 28, 2007

Camerimage w skrócie, bo chora jestem i nie mam weny

Grażka T. i prezes Żet. Ktoś tu się chyba nudzi podczas odczytu listu prezydenta RP.

Ciemna Stosio na tle Maleńczuka, który wysilał się dla nielicznych.

Boski z profilu podczas podziwiania Grażki, a w dali Zaleski w rombach.


Gutowska już naćpana, tak podziałała "Hania" Kamińskiego, za to ten w rombach i rybaczkach jeszcze rześki!

Przedstawiciel jury w Cannes w pożyczonych butach i garniturze, Kamiński w trampach, Grażka w przyciasnych butach i nie dobranej do jej figury sukience oraz polski kowboj!

wtorek, listopada 20, 2007

Smoczy prorok


Ach ta Grażka! Ona to ma fryzjera! Nawet piękną alfę umiał jej stworzyć, chyba że to sama taka zdolna. Kusi, bardzo kusi jej obecność na łódzkim festiwalu!
Miałam proroczy sen, stąd ten post (powinnam się myć i spać, skoro jutro 12,5 godz. pracy, ale muszę się tym podzielić ze światem!!!). We śnie wybierałam się do pracy, nie zdążyłam kupić biletu, bo tramwaj mi uciekał. A tu niespodzianka, na najkrótszym odcinku między przystankami (czyli most pokoju) KANAR! Udało się wysiąść przy urzędzie i nie płacić kary, ale do pracy już nie miałam zdążyć. Budzę się rano, z lekkim opóźnieniem oczywiście, wychodząc do pracy postanowiłam kupić bilet, a tak na wszelki wypadek. Wsiadam do 10, kasuję bilet, a po chwili staje przede mną pani i mówi: "bileciki do kontroli", mało nie padłam ze śmiechu. Sprawdziła tylko z 5 osób, bo już byliśmy na kolejnym przystanku. A ja całą drogę nie mogłam dojść do siebie. Szkoda, że jeszcze mego "księcia z bajki" nie wyprorokowałam!

poniedziałek, listopada 19, 2007

Książę z bajki


Moje wymarzone buty Chanel, nie do zdobycia, nie znalazłam ich nawet na ebay'u. Nadal mogę o nich marzyć. Nie są to białe kozaczki, więc nie istnieje ryzyko, że zostałabym za ich posiadanie zlinczowana!
We śnie przyszedł do mnie "książę z bajki" i zabrał z szarej, dorosłej rzeczywistości. Nie przenieśliśmy się do fantazji, ale i tak było cudownie! Zachowywałam się jak typowa bohaterka powieści fantasy, łącznie z atakiem rumieńców w odpowiednich momentach. Uwielbiam sny z ludźmi, których nigdy nie spotkałam; miejscami, których nigdy nie widziałam; czasem określonym jedynie przez dzień i noc. Są one najbardziej warte zapamiętania, często po jakiś czasie przestaję rozróżniać czy działy się na jawie czy też nie. A "księcia z bajki" z niekłamaną przyjemnością spotkałabym już dziś.


Sama już nie wiem co ma ten czerwony worek, w którym oboje są, oznaczać. Generalnie "Dil Se" to nieco dziwny film, jakby kogoś to zdjęcie nie przekonało! Ale oczywiście Szaruk wspaniały, tylko ta jego ukochana jakaś dupowata.

wtorek, listopada 13, 2007

Panna Smok i mroczni "dżentelmeni"

Nienawidzę wrocławskiego, mokrego, brudnego śniegu. Gdy obudziłam się w niedzielę mało nie wpadłam w depresję patrząc za okno. I jeszcze specjalnie na złość nie chciał przestać padać!
Poza tym nienawidzę jak "dżentelmeni z chorwackiej" przyłażą pijani lub wręcz nieprzytomni i trzeba się nimi zajmować. Czy ja pracuję na wytrzeźwiałce lub w opiece społecznej??? Mój pierwszy od dawna całkowicie wolny weekend musiałam spędzić z najebanymi alkoholikami, czyli z najgorszym gatunkiem ludzi. I co z tego, że mi na nich zależy, kurwa, skoro miałam ochotę udusić najpierw jednego, a potem drugiego. Nawet wyrzucić się ich nie dało, ale nie będę wdawać się w szczegóły. A najgorsze jest to, że chyba wcale nie jest im głupio i ciągle mają jakąś wymówkę do kolejnej najebki. Obrzydliwe!!! Ale jak ja któregoś potrzebuję to nigdy na tą pomoc nie mogę liczyć!
Zmieniając temat, bo nie ma sensu psuć sobie przez nich kolejnego dnia, wczoraj poznałam "ojca założyciela firmy Solar". Niebagatelny zaszczyt mnie kopną! Co prawda wielki pan B. spóźnił się, ale był tak uprzejmy i sympatyczny, że można mu wybaczyć. Od piątku próbuję wymyślić strój wieczorowy na Camerimage, ale jakoś ciężko mi idzie. Liczę, że natchnienie nadejdzie jutro przy wyciąganiu nowej dostawy!

środa, listopada 07, 2007

Kolejna psychoza


Mam lekką psychozę na punkcie męskich butów. Nie zaliczam tego do licznych dolegliwości na które cierpię, gdyż jest to fascynacja która uaktywnia się jedynie czasami. Ostatnio dzięki Aniołom w Ameryce, buty Louisa Ironsona śnią się po nocach i na jawie. Za to powyżej jedyne, niepowtarzalne zdjęcie na którym widać, że garderoba Briana jest dopracowana w każdym szczególe ( jakie ma zgrabne kostki!) oraz oczywiście wspaniałe czerwone trampki Justina.


To nie do końca są te buty Jacka Poniedziałka, ale jedynie które w miarę je przypominają. Przejrzałam 50 stron zdjęć z męskimi butami na allegro, potem się poddałam. Szukanie ich nie ma dalszego sensu, na szczęście nadal pamiętam oryginały. Co właściwie nie jest dziwne, skoro gapiłam się na nie praktycznie kiedy tylko się dało. Anioły w Ameryce oraz cały Dialog 2007 będzie się kojarzył w fascynującymi, czarnymi kowbojkami z srebrną klamrą i oczywiście samym Poniedziałkiem tańczącym w nich i złotych, brokatowych spodniach. Przez te buty, nawet dokładnie się nie przyjrzałam Chyrze, którego cenię jak nikogo z polskich aktorów.


Anioły... Trochę widać te buty, ale nie wiele. Z lewej Prior, jak go nie kochać, kiedy potrafi się tak ubrać! Zresztą nie tylko za ubranie warto! Chyba bym sobie nie wybaczyła nie pójścia na ten spektakl. Jak mówi Stosio skoro przyjeżdżają do Ciebie to nieskorzystanie to grzech. Jak miło że ENH, Anioły, a teraz także Euro 2012 przybywają do miasta nad Odrą zwanego Breslau.

sobota, listopada 03, 2007

Dworzec Wrocław Główny, poranek październikowy


W dniu otwarcia, nieotwarcia Magnolii miałam wolne, podobnie jak Szymon. Niestety nie dane nam było się wyspać, gdyż musieliśmy zniknąć z domu o 8:30. Pięknie się złożyło, bo mogliśmy odstawić Zaleskiego (trochę czasu minęło od jego wyjazdu i chyba mogę już używać tego nazwiska) na pociąg. W drodze na i z dworca jadłam mufinki z napisem magnolia, zmusiłam opornego ciaracha by przymierzył trzy pary spodni i zrobiłam małe zakupy w H&M. Całkiem nieźle, głównie jak pomyśle, że normalnie jeszcze bym spała.


Sznurek-smycz dla domowego, oswojonego ciaracha, tak na wszelki wypadek jak by chciał wrócić bez pozwolenia na łono rodziny.


Wszystkich zdjęć autorem jest Szymon, któremu trzeba znaleźć ciekawy i intrygujący pseudonim artystyczny, skoro ma nam wyrosnąć na znanego fotografa.

wtorek, października 23, 2007

spis


Z wiadomości bieżących w moim życiu:
  • Magnolia nie otworzyła się, impreza dla vipów odbyła się ale bez naszego - sklepowych vipów - udziału ( prowadził ją gwiazda tv Tomasz Kammell)
  • nabawiłam się klaustrofobii od spędzenia ok. 13 godz. w magazynie, który jak był jeszcze pusty wydawał się taki duży
  • okazało się że przejawiam skłonność do urojeń oraz czepiam się niewinnych (czytaj opierdalających się i robiących syf) chłopców. A powinnam była robić dla nich obiad jak wracam po 12 godz z pracy. Jak ktoś jeszcze nie wiedział to tytułowy "wredny smok" to ja.
  • mam braki w lekturze, droga do pracy jest zbyt wyboista by skupić się na poważnej lekturze (być może nadszedł czas by się przestawić na kryminały za 2 zł lub romanse)
  • już ponad tydzień minął od pobytu w Warszafce. Było wypoczynkowo, dawno tak nie leniuchowałam, co niezwykle dobrze mi zrobiło.
  • wsiadanie do nocnego autobusu po 12 godzinach pracy, by nad ranem być w wawie, to nie był najmądrzejszy pomysł. Co prawda całą sobotę trzymałam się dzielnie, ale przyśnięcie na imprezie świadczy o mojej kondycji.
  • ostatni zryw babiego lata spędziłam w ogrodzie botanicznym, jedząc krokieta z barszczem, siedząc nad wodospadem, słuchając wykładu o wannie pewnej kobiety i podziwiając Kubicę w jego bolidzie z dymi
  • od czasu zobaczenia "Aniołów w Ameryce" przeżywam chorą fascynację butami Jacka Poniedziałka
  • w niedzielę nauczyłam się jak pięknym słowem może być "żureeek", a to wszystko dzięki Richardowi Bonie
  • za to wczoraj odkryłam, że Jodie Foster praktycznie nie zmienia się, kobieta genialnie się konserwuje, a gdy ma okazję to także tak gra
To chyba tyle z wiadomości, zapewne połowy zapomniałam, ale to mój blog, więc mam prawo się na nim mylić i pisać po tylko chce. Ha!!!

wtorek, października 09, 2007

... nie mam pomysłu na tytuł...

W Andrzejówce podczas przedostatniego weekendu wrześniowego. Ślicznie wtedy było, a widok z półki skalnej powalający, szczególnie paralotnie na tle bezchmurnego nieba.


Poza tym nie chce mi się więcej pisać, nic się od poprzedniego wpisu nie zmieniło. Może jedynie moja kondycja fizyczna. Jeśli przeżyję 12-stkę w pracy, potem pociąg bądź autobus nocny do Wawy, pobyt w stolicy i powrót, to będę mogła powiedzieć że jestem wybitnie dzielna, wręcz boski heros ( a raczek boska heroska).


Na urodzinach Przekrętu. Z średniej klasy wytrzeszczem, cieniem na powiekach i nawet gliterem na wargach. Ach... sama nie wiem co o sobie myśleć patrząc na to zdjęcie.

sobota, października 06, 2007

Zabawa w dorosłość

Mój tramwaj, zdjęcie autorstwa Sajmona
Wolne, wolne wolne...
Siedzę w domu i odpoczywam, chwilowo... nie dawno skończyłam robić rolady, z których już połowy nie ma, bo Bartosz się rzucił. Chciałam obejrzeć odcinek QAF, ale nie mogę znaleźć tego który chcę zobaczyć - jak umiera ojciec Briana, a ten z tej okazji wybiera się na kręgle (Bri jest symbolem seksu nawet w takich momentach, a może właśnie szczególnie w takich). W pracy jak w pracy, już się przyzwyczaiłam do bólu nóg po 8 godzinach, klimatyzacji która żyje własnym życiem, rażącego oświetlenia, upierdliwych klientek, wszechobecnych moherów oraz innych solarowych klimatów. Bawię się w dorosłość, zarabiam pieniądze (chociaż jeszcze ich nie dostałam), mam mniej czasu na moje małe przyjemności, czytam praktycznie tylko w autobusach i tramwajach. Nie potrafię stwierdzić czy jestem z tego powodu szczęśliwa, ale trzeba przyznać że widmo depresji jest obecnie daleko.

poniedziałek, października 01, 2007

Życie w liczbach

SRK w najnowszym filmie, wygląda trochę jak gwiazda porno. :D
Przytomna w stopniu 50%
Wypoczęta w stopniu 33%
Szczęśliwa w stopniu 61%
Zdrowa psychicznie w stopniu 73%
Wczoraj, a właściwie dziś przeżyłam moją pierwszą inwenturę. Po powrocie do domu, gdy zasnęłam śniły mi się moherowe sweterki, których ilość ciągle się nie zgadzała. Mroczność, co garderoba może zrobić z człowiekiem! Całe szczęście, że nie sprawdzałyśmy stanu dodatków, już sobie wyobrażam sny, gdzie główną rolę grają torebki z krokodyla. Koszmar! Teraz przeżywam chwile samotności, hura! Generalnie od czwartku panuje amok, dopchanie się do komutera graniczy z cudem, a uzewnętrznienie we własnym blogu bez szpiega nad głową osiągnęłam w tym momencie. Zobaczymy kiedy będzie następna szansa, możliwe że wtedy będę już w Magnolii. Te nowe C.H. zapewni mi wszelkie wygody, Empik, Helios, sushi, mexico bar... Robię się za wygodna, ale jakoś chwilowo nie mam siły by z tym walczyć.
Tęsknie za chwilami z Brianem, ale teraz cieszenie się nim bez publiki w tle jest nie możliwe. Zaczął się rok akademicki więc mam nadzieję na poprawę, choć Brian może przegrać z Szaruczkiem.

piątek, września 21, 2007

Solar Company

Etap dziecinności :)
Od poniedziałku regularnie w pracy. Dziś jedynie szkolenie, a poza tym cały czas na popołudnie i do wieczora. Gdy wsiadam już do autobusu to muszę walczyć by nie usnąć. Po 8 godzinach biegania po sklepie, mięciutki fotel to niebezpieczna opcja. Ale nie zawsze stoję, uśmiecham się i kasuję. Wczoraj poważnie zaprzyjaźniłam się z drabiną oraz żelazkiem parowym, a także obleganym różowym krzesełkiem.
Polityka firmy zmusza do pełnego makijażu (nawet nie wiedziałam że to taka strata czasu!), czarnych, eleganckich ubrań i w tym sezonie czerwonych dodatków (na szczęście to mam zapewnione). Jeszcze przez to stanę się dorosła! Koniec z kupowaniem czarnych rzeczy, raczej będę miała szybko dość tej barwy oraz więcej pieniędzy na inne ciuchy.
Człowiek uczy się całe życie, do tej pory nie miałam pojęcia, że istnieją karty chipowe! Zaśmiecę sobie głowę ok 200 kodami kolorów (chwilowo wiem, że czarny to 016, brązowy 015, czerwony 008, reszta przyjdzie z czasem). Dodatkowo opanuję do perfekcji sztukę rozpakowywania kartonów i przerzucania 4000 ubrań.
Dzięki intensywności przestałam cierpieć na bezsenność. Zasypiam jak dziecko i budzę się grzecznie ok 9, z pobudką o 7 nadal jest ciężko, ale to jest nieludzka pora do której nigdy się nie przyzwyczaję. Nawet nie mam czasu na wredność, choć pod koniec dnia aż mnie wykrzywia od bycia miłą i sympatyczną. Jak już zbliżam się do granic wytrzymałości to uciekam na zaplecze lub idę pochodzić po centrum.

sobota, września 15, 2007

Crazy Kiya Re

Zabiegany tydzień.
Co drugi dzień na Bielanach, każdego następnego dnia brakuje kawałka Poltegoru (dla nie poinformowanych niegdyś najwyższego budynku we wro), aż wydaje się niemożliwe że nie długo go nie będzie. Za to Biurowiec Globis rośnie w oczach. Znika dzieło architektury lat 80 XX wieku, za to powstanie Sky Tower, który będzie 2x większy.
Przeżyłam pobieranie krwi oraz badania lekarskie. Przy skłonnościach do omdleń (pięknie to brzmi) automatycznie zostałam położona na kazetkę. Byłam dzielna, ale i tak już po leżałam na niej przez kilka minut. Nie ma jak iść do prywatnej kliniki, żadnych debilnych kolejek, wrzeszczących baboli oraz straty kilkunastu godzin. Wszystko punktualnie, z uśmiechem, gdyby nie to wysysanie krwi to pobyt całkiem przyjemny. Pani doktor w karcie napisała że mam niedowagę, ale co ona wie o przytruciach środkiem na komary. Zresztą lepiej mieć lekką niedowagę niż nadwagę, obojczyki i kości miednicy od dawna mi nie sterczą, więc kobieta przesadza.
W czwartek byłam w pracy, potem musiałam wrócic do zwyczajności, świata bez klimatyzacji i ubrań własnych (ukochanych, ale przyjemnie mieć na sobie satynową spodnicę i jedwabny sweterek). Coś czuję że czas bycia łobuzem powoli się kończy, nadchodzą obcasy i dopasowne spodniczki. Na szczęście na razie jedynie w Solarze.

środa, września 12, 2007

Chak de India.... Śmiało Indie!!!

Śliczny, ukochany, wspaniały... Aż mi trochę głupio że na jakiś czas o nim zapomniałam i zapałałam uczuciem do klaty "gumowego" Hithrika i młodego Bachchana. Ale z tym już koniec, Szaruk króluje niepodzielnie! Ach, jak on tu pięknie wygląda!!!
"W każdym zespole może być tylko jeden tyran i to jestem JA"
Szaruczek jako charyzmatyczny trener żeńskiej reprezentacji Indii w hokeju na trawie-Kabir Khan. Srebrny medalista, dawny bożyszcze tłumów, kapitan reprezentacji, po przegranym meczu finałowym z Pakistanem (nie strzelił w decydującym momencie karnego) stracił wszystko. Za sprawą dziennikarzy uznany za zdrajcę, wroga narodu. Teraz po 7 latach, 3 miesiacach i 15 dniach (uwielbiam hinduską dokładność) powraca by stworzyć zespół z grupy dziewczyn pochodzących ze wszystkich rejonów Indii. Mimo wielu przeszkód chce wygrać, otrzymać wymarzone złoto.
SRK gra bardzo oszczędnie, brak jego charakterystycznych minek. Pokazuje że bez nich nadal jest genialny. Jest dorosłym mężczyzną po przejściach, który walczy nie o miłość, ale honor i własną reputację. Wydymanie ust, szkliste oczka do tego nie pasują. Nawet zmarszczaka na czole jest jakaś inna, bardziej poważna.
Oto one... banda pochodząca z różnych kultur, mówiąca różnymi językami. Każda była najlepsza w swoim rejonie, a teraz wszystkie muszą zapomnieć o tym i grać dla drużyny i Indii. Bo tak każe trener, a one mimo oporów zaczynają go słuchać. Cudowna jest scena w McDonaldzie, gdy urządzają bójkę, a Szaruk z uśmiechem się im przygląda i je nadal hamburgera. Nawet nie muszę zdradzać jak film się kończy, bo łatwo się tego domyśleć.
Filmie brak scen tanecznych i śpiewania piosenek, generalnie jest mało bolly. Na jakimś bankiecie wszystkie co prawda mają na sobie sari, ale to też tylko dlatego że tak wypada. Sam Szaruk powiedział na tuż przed że najwyżej będzie tańczył ... z kijem hokejowym na boisku. Zresztą elementy taneczne to byłaby przesada, oni grają mecze z różnymi zespołami, gdzie w tym miały się znaleźć bausy? Wątku romantycznego też nie ma. Poza tym nawet nie czujesz tego braku, film jest dobrze zrobiony, a akcja toczy się szybko.
Szaruk w super brylach i jego dziewczynki w Australii. :)

piątek, września 07, 2007

Piątek


Dowspuda 2007

Byłam na południu i wschodzie Wrocławia. Wracając tranwajem do domu mało nie umarłam z bólu, tylko ja wybieram się w podróże (nawet te małe niekiedy są trudne) w najgorszy z możliwych dni w miesiącu. Wniosek: czasem chyba budzę się bez mózgu i dopiero jak boli to zdaję sobie z tego sprawę. Na szczęście jakiś pan zauważył, że nie wyglądam za dobrze i ustąpił mi miejsca, niewiele to pomoglo, ale przynajmniej nie padłam.
Przed chwilą skończyłam zabawę w profesjonalne składanie ubrań (ćwiczyłam na odzieży własnej oraz Magdaleny), zdaje się że mam talent! Aby zabawa nie stała się monotonna właczyłam Kalluri Vaanil, od wczoraj jestem uzależniona! Teraz zrobiłam na znieczulenie mix drinka, już czuję, że pomaga. Ach te lecznicze właściwości anyżówki.
Śnię o arkadii... mojej specyficznej arkadii... mieszance moich ulubionych miejsc we wro i Puszczy. Taka osobista puszczańska nibylandia, przynajmniej sny mam kolorowe, skoro na podwórku szaro.

wtorek, sierpnia 28, 2007

Lady Dragonfly z Puszczy


Wróciłam z buszu i nie mogę się odnaleźć w rzeczywistości. Jakbym była na innej planecie, innym czasie, a teraz ponownie znalazłam się w normalności. Od jakiegoś momentu przyjeżdżam z aug rozbita na kawałki, i muszę sklejać siebie, tylko ciągle giną gdzieś niektóre elementy. W puszczy wszystko jest jakieś zamglone, trochę nierealne, słowa nabierają dodatkowych znaczeń. Niby tęsknie, ale już w pociągu ( w okolicach Opola) zaczynam się zastanawiać po co jadę, do czego tak tęskniłam. Ciekawe czy gdybym urodziła się gdzie indziej też wiecznie byłabym rozbita, podzielona, rozdwojona?

wtorek, sierpnia 14, 2007

Jak zostać wróżką?


Jadę do Puszczy. Pobiegam trochę po lesie, wskoczę do jeziora, raczej nie uda się zostać wróżką podobną do jednej z powyżej. Za to te niżej są w moim zasięgu. Biały gorset można kupić wszędzie, a i białe rolki gdzieś się znajdzie lub pomaluje. Z wiankiem też nie powinno być problemu. Zresztą rolki pewnie sobie daruję, kto jeździ w rolkach po puszczy???
A za jakiś czas wrócę do cywilizacji bogata w doświadczenia magiczne. Sama jestem dumna z planu!

niedziela, sierpnia 12, 2007

Let's hear it for the Boy, let's hear it for my Baby...


Ściągając muzykę z QAF przy okazji na kompie znalazło się to zdjęcie - boskość.
Pod nieobecność Magdy ustawiłam je na pulpicie, czyli cudowność cały czas mi towarzyszy, a właściwie nawet w podwójnej dawce, bo należy dodać muzykę. Niestety większość przebojów nie nadaje się do słuchania w domu, raczej w disco i oczywiście podczas oglądania Briana. Zdaję sobie sprawę, że istnieją fani umpa-umpa, którzy w domu tym bardziej lubią robić sieczkę z mózgu, ale takim osobnikom mówimy zdecydowane nie! Nawet Emmett do nich nie należy. Let's hear it for the Boy, let's hear it for my Baby...
Z braku atrakcji postanowiłam ściąć sobie włosy, nie mogę się pochwalić, że wyszło równo, ale kto się będzie szczegółami przejmował. Zresztą i tak chwilowo na żadną plażę ze złotymi chłopcami się nie wybieram, choć już trzecią noc na desce pływam. Chyba faktycznie potrzebuję wakacji plenerowych, 2 miesiące miejskich wystarczy. Poza tym babka sama po mnie przyjedzie, jak się w najbliższym czasie w Puszczy nie zjawię. Na desce tam nie popływam, nawet jakbym potrafiła, ale może przynajmniej ponurkuję w jeziorze i na pomoście poleżę.

poniedziałek, lipca 30, 2007

Lipcowe dni i noce

Już po. Skończyło się święto niekomercyjnego kina. Helios nadrabia czas, w grafiku króluje Harry Potter. Mediateka dokonuje niezbędnych napraw, by od września znów podbijać Wrocław. Jedynie na ulicach powiewają jeszcze niebiesko-różowe flagi i Capitol dochodzi do siebie. Nie widać ludzi z karnetami, ale ostatnich uczestników można poznać po charakterystycznych torbach i koszulkach, przekrwionych oczach o nieobecnym spojrzeniu. Powracamy do rzeczywistości, światła, deszczu, wiatru, o których zapomnieliśmy spedzając 10 dni w świecie dużego ekranu i klimatyzacji. Mamy jakby więcej czasu, nie podlegamy kolorowemu grafikowi, w którym z wielkim trudem znajdowało się miejsce na jedzenie i spanie. Zniknął stres czy dostaniemy się na seans, czy wychodząc z sali uda się wejść na inną, czy ponownie czyjaś wielka głowa będzie zasłaniała napisy. Czas wrócić do codzienności i jedynie w gronie sobie podobnych, od czasu do czasu wspominać te dzieła i antydzieła, które najbardziej poruszyły oraz czekać na 17 lipca 2008.

Pochylone nad grafikiem.
Nie będę kryć że odchorowałam tegoroczną imprezę. By móc spać w nocy, zakupiłyśmy sprzęt, który miał wybijać komary męczące dźwiękiem (mnie) i gryzące ( Kasiek). Robactwo wymierało w szybkim tempie, natomiast ja proporcjonalnie wolniej. Dopiero o 6 dniach trucia się doszliśmy czemu tak źle się czuję. Na szczęście pogoda się popsuła, więc komary i tak wyginęły, a ja rozpoczęłam kurację odnowy. Obecnie prawie wróciłam do normy, poza zmniejszoną masą ciała.

Kasiek w kolejce na Hala, "Prostych facetów", będąc ponad godzinę przed seansem stało przed nami jakieś 50 osób. Seans zaczynał się o 15:45, a ja na sali byłam o 15:03. One zbojkotowały szał kolejkowy, ja dzięki biletom byłam jeszcze na "Amatorze" i "Nie ma takiej rzeczy". Jak wychodziło się z jednego filmu to od razu trzeba było wracać do kolejki, która już zakręcała na schodach.



Ostatniego dnia miałam dzień filmów muzycznych, "Control" oraz "Joe Strummer, niepisana przyszłość". Ian Curtis mógłby nigdy się nie narodzić, a i tak film "Control" mógł powstać. Podobał mi się, ale mniej niż Strummer, może dlatego że był na podstawie biografii żony Curtisa, która obiektywna na pewno nie jest i to było niestety widać. Poza tym denerwująca była dosłowność zakończenia. Drugi film to biografia zrobiona w formie teledysku, miłym zaskoczeniem były tłumaczenia piosenek, bo oni tak chamcholą, że właściwie nic się nie rozumie. Obeszło się bez wzruszeń, bo jak tu przeżywać ogładając świetnie zrobiony 120 min teledysk.


"Jestem cyborgiem...", cudowny film w ramach nocnego szaleństwa, jeden z ciekawszych jakie widziałam na festiwalu.

czwartek, lipca 26, 2007

???


Czemu ja to ja??? Czemu akurat muszę być w tym czasie, tej przestrzeni i rzeczywistości???
Czemu nie można zmieniać światów, przenosić się za pomocą myśli, słowa, gestu???
Czemu żyję na planecie z jednym księżycem i słońcem???
Czemu jednorożce i smoki zostały wybite lub nigdy nie istniały???
Czemu chrześcijaństwo i rzymianie musieli podbić świat???
Czemu muszę dorosnąć i stać się odpowiedzialną???
Czemu puszcza jest tak daleko???