środa, stycznia 31, 2007

Spacerująca między kroplami i snami...

Wakacje 1997, nad Sajnem, na Zimowej. Jedno z moich najukochańszych zdjęć... Ja i Dziadek.



Dziś dzień "kury domowej". Pranie, odkurzanie, zmywanie, zrobienie obiadu i znów pranie. Po prostu śliczny grafik. W międzyczasie chwila relaksu z Randem, Lanem i resztą. Wstałam późno, ach te spacery po snach trochę przestawiły mi pory dnia. Ale nie narzekam, dziś był folwark, rzeka, ważki... inni. Za tydzień powinnam być w Puszczy, ale tego będę dopiero pewna w poniedziałek. Niestety jak twierdzi mama, nawet mam nie myśleć o zabieraniu trampek. Podobno zima króluje, niedźwiedzie też się jednak pojawiły, więc zamiast butów zabiorę dzidę i kompas. A już myślałam o wystawieniu tego zbędnego sprzętu na allegro, a teraz mimo wszystko może się przydać.

Młody jako nurek pierwszej klasy, wtedy jeszcze byłam od niego większa.

niedziela, stycznia 28, 2007

Kami-no Kodomotachi-wa Mina Odoru

Pojechałyśmy do Płaskiej, bo chciałam się wykąpać. Niestety Kasiek wmówiła mi, że na pewno się przez to rozchoruję. Dlatego zamiast popływać, musiałam się w japonkach wspinać na jakąś durną górkę. Nawet taki widok nie zrekompensował obtartych nóg.


Wczoraj wreszcie gdzieś wyszłam wieczorem, co prawda nie powinnam była. Jutro mam egzamin, fuj!!! Było całkiem miło, Monia i Janusz przyjechali na weekend z Wawy, więc trzeba było się z nimi spotkać. Poza tym Magda oddała laborat. Na koniec wieczoru, a może właściwie na dobry początek dnia obejrzałyśmy Szaruczka w Kabhi Alvida Naa Kehna. Już niemal zapomniałam jaki on jest cudowny! Same ochy i achy!!!
Jak na mnie wstałam nawet wcześnie ( ok. 10:30), zrobiłam sobie francuskie śniadanie i super zdrową zieloną herbatę z vilcacorą ( na opakowaniu od niej widnieje napis: "herbatka nie jest zalecana osobom, które przeszły lub są kandydatami do transplantacji, kobietom w ciąży i karmiącym piersią, podczas kuracji hormonalnej"). Należę do nielicznych fanów zielonej herbaty, ale ta nawet jak na moje standardy nie jest najsmaczniejsza. Niestety czego się nie robi dla zdrowia. Właściwie cały dzień się uczę, z małymi przerwami. Okropność! Odzwyczaiłam się od tego, ale na szczęście muszę tylko tak przeżyć do środy... a potem wolność.
Oczywiście zamiast uczyć się, cały mijający tydzień czytałam. "Wszystkie boże dzieci tańczą"-Murakami i jego zbiór opowiadań. Nie było Człowieka-Owcy (chlip chlip), ale za to Pan Żaba, który uratował Tokio przed wielką Dżdżownicą (hihihi). I "Koło Czasu"... ten cykl kiedyś mnie zabije lub spowoduje, że zwariuję. Jak mówi Młody: BYWA...


Berta - nasz gorczycowy, ukochany piesek, wiecznie głodny!

poniedziałek, stycznia 22, 2007

Pas á pas, se va luénh

Canal du Midi - Canal Royal de Languedoc
Kanał Południowy, Langwedocja


Nadszedł czas bezsennych i muzycznych nocy, a także śniących poranków. A sny są dziwne i niepokojące... Koniec z krowami, owcami... motyw pływania też się nie pojawia. Za to pełno obcych ludzi i nieznanych miejsc. Dziwnych sytuacji. Może jest to wywołane sesją, chociaż tą akurat będę miała wyjątkowo lightową, więc się nią szczególnie nie przejmuję. Ogólnie jestem jakaś niespokojna, w jednym miejscu usiedzieć nie mogę. Na coś czekam, tylko że sama nie wiem na co...
"Krok za krokiem, idę swoją drogą."
Muzyki też mogę słuchać jedynie dzięki radiu, bo wszystkie posiadane płyty wywołują jakieś "dostojewskie chwile" lub ataki szaleństwa. Zresztą z radiem mam to samo, ale w mniejszym natężeniu.
A tak z informacji nie dotyczących mojego stanu emocjonalnego: Szanowni Krytycy z Torunia niestety nie przybędą. Kolejny układ, po pokarmowym, pani Katarzyny zbuntował się przeciwko przyjazdowi. Nie wiem, niestety czy bunt dotyczy konkretnie mojej osoby czy też całego Breslau. Ach, sama nie wiem kiedy wreszcie poznam tą wielką personę, jaką jest w stosiowym Toruniu, pan reżyser Zaleski.

Cudowne, starożytne Carcassonne. Rzymskie, wizygockie, saraceńskie, oksytańskie, francuskie.

piątek, stycznia 19, 2007

Dziecko Wojny

Jedno z moich ulubionych zdjęć z świąt.
Na zdjęciach, przynajmniej na większości, nie widać moich posiniaczonych rąk i nóg. Nie wiem jak to się dzieje, ale zawsze po pobycie w Puszczy wyglądam jak Dziecko Wojny. Chwilowo z mnóstwa siniaków ( po Sylwestrze naliczyłam 20 na lewej nodze, na prawej było jeszcze więcej, kilku na rękach i 3 na plecach) zostało tylko kilka na nogach. Te obrażenia muszą mieć jakiś związek z powrotami do domu, bo we Wrocławiu nie zbieram nowych, tylko goję rany. Oczywiście nie licząc rozwalenia nosa, ale to była wyjątkowa sytuacja. Zupełnie tego nie rozumiem, bo wydaje mi się, że we Wro zachowuję się tak samo jak w Puszczy. No, może jedynie robię wszystko z większym natężeniem.

Mam już weekend, muszę wybrać się do Empiku na dalsze czytanie 11 tomu "Koła Czasu", na razie mam za sobą tylko 150 stron. Gdybym mogła to pochłonęłabym tę książkę w całości, tak jak poprzednie, ale jeszcze nie ma jej w bibliotekach, więc kiedy mam czas to siedzę w Empiku. Na szczęście mają tam wygodne kanapy. A jak wreszcie skończę to znów przez kilka miesięcy będę czekać na drugą część tego tomu. Straszne jest te moje uzależnienie!

Ta w białym sweterku to oczywiście Katarzyna S., nasza wakacyjna królowa technotransu. W święta techno nie było, ale mimo to bausowała. A to może nawet lepiej, bo dzięki temu żaden polar nie uległ spaleniu. Nadal szkoda polarku, chyba trzeba będzie go w jakąś ramkę na pamiątkę wsadzić.

niedziela, stycznia 14, 2007

Baus, baus - nigdy więcej technotransu.

"My po prostu lubimy wódkę". Urodziny udały się, jedynie muzyka była straszna. Moja nienawiść do techno chyba osiągnęła apogeum. Obyło się bez zombiozy, a nawet bez ziołowych tabletek, tak dobrze mi się spało! Głowa też nie boli, generalnie same plusy, nielicząc wydania połowy pieniędzy na mieszkanie Młodego.

Z naszą kochaną solenizantką Karolinką.

Oj, już byłyśmy trochę zmęczone i trochę bardziej pijane.

Bartek, Bartek i Halszka... Ich miny mówią wszystko!

piątek, stycznia 12, 2007

Tańczę na skrzydłach Innego Wiatru...

"Poza Najdalszym Zachodem,
Tam, gdzie kończą się lądy,
Mój lud tańczy na skrzydłach
Innego Wiatru"

Za kilka godzin będę miała upragniony weekend. Obecnie zamiast się uczyć do koła, staram się opanować cały układ Rangila i jest coraz lepiej. Edi szykuj się na luty, nikt nas wtedy nie pokona! Generalnie bardzo się cieszę, że jutro idziemy na te urodziny, co prawda okazało się, że do 9 Bramy, a nie Bezsenności. Ale w 9 muzyka też jest całkiem niezła, a bliżej domu, gdybym przypadkiem dostała zombiozy.
Obejrzałam zdjęcia z Puszczy... hahahaha... Kochana Kasieńko w końcu mam dowody na twoje, skrzętnie ukrywane bauserstwo. Ogólnie zdjęcia są ciekawe i nie ma żadnych brzydali!

"Roland tańczy commala w blasku świateł, kolorowych świateł. Roland tańczy w bieli. Roland, zawsze Roland, Roland do końca. Wszyscy inni padną, mordowani po kolei w krwawych zmaganiach, lecz Roland pozostanie. Jak długo stoi Wieża, Roland będzie szedł dalej."

"Długich dni i przyjemnych nocy. Obyśmy spotkali się u kresu drogi, gdzie kończą się wszystkie światy. Hile, wędrowcze!"

czwartek, stycznia 11, 2007

Saphiro ratuj!!!

W poniedziałek byłyśmy na "Eragonie". Tragedia, zamiast wciągającej historii obejrzałam marną podróbkę "Władcy", nawet krasnoludów nie zrobili porządnie. Nie wspominając już o wycięciu najważniejszych wątków, bez których cała opowieść traci sens. Główny bohater wygląda jak młodszy brat Heatha Ledgera, czyli złotowłosy surfer. Tylko czekać aż na ekranie pojawi się sobowtór Jake'a!

Cały film ratuje Saphira, która jest wspaniała. Przynajmniej tu się postarali. A jako pisklak jest wprost cudowna, przez 10 minut piszczałam z radości gdy się pojawiła na ekranie. Już nie chcę boksera, Shar Pei'a, ani świnki wietnamskiej. Taki mały niebieski lub zielony smok byłby najwspanialszym prezentem o jakim bym mogła marzyć. I wcale nie musiałby rosnąć, wystarczyłoby, żeby był.

Jest tak ciepło, że znów mogę biegać w tampkach. Te niebieskie już się rozwaliły, ale mam jeszcze zielone i czarne z niebieskim i zielonym smokiem. Całe szczęście, że zrobiłam zapasy. Dziś zaczynam kurację ziołowymi tabletkami uspokajającymi, mam nadzieję, że poskutkują. Co prawda śmierdzą okropnie, ale nie mogę wiecznie do 4 nad ranem słuchać muzyki, bo nie mogę zasnąć. A potem zamiast wstać na 9 na zajęcia budzę się o 11 lub 12. Na dodatek przez radio zaczynam wariować... Tak bardzo chce mi się tańczyć... Ale w sobotę Karolinka robi urodziny w ukochanej Bezsenności, więc się wyżyję! Przynajmniej na jakiś czas...

poniedziałek, stycznia 08, 2007

Powrót córy marnotrawnej

Drzewo życia - Klimt 1905-1912

Klika godzin temu, dokładnie 4, powróciłam do Breslau... Pora wracać do roboty, pozaliczać wszystko w pierwszych terminach i jak najszybciej móc jechać do Warszawki na bausy... A następnie na pseudorelaks do puszczy. Ale wcześniej wizyta "krytyków filmowych" i kilka imprez urodzinowych... i oczywiście obrona Magdy.
Ogólnie lekko napięty grafik, ale o dziwo mam pozytywne nastawienie... Zobaczymy tylko jak długo...