poniedziałek, lipca 30, 2007

Lipcowe dni i noce

Już po. Skończyło się święto niekomercyjnego kina. Helios nadrabia czas, w grafiku króluje Harry Potter. Mediateka dokonuje niezbędnych napraw, by od września znów podbijać Wrocław. Jedynie na ulicach powiewają jeszcze niebiesko-różowe flagi i Capitol dochodzi do siebie. Nie widać ludzi z karnetami, ale ostatnich uczestników można poznać po charakterystycznych torbach i koszulkach, przekrwionych oczach o nieobecnym spojrzeniu. Powracamy do rzeczywistości, światła, deszczu, wiatru, o których zapomnieliśmy spedzając 10 dni w świecie dużego ekranu i klimatyzacji. Mamy jakby więcej czasu, nie podlegamy kolorowemu grafikowi, w którym z wielkim trudem znajdowało się miejsce na jedzenie i spanie. Zniknął stres czy dostaniemy się na seans, czy wychodząc z sali uda się wejść na inną, czy ponownie czyjaś wielka głowa będzie zasłaniała napisy. Czas wrócić do codzienności i jedynie w gronie sobie podobnych, od czasu do czasu wspominać te dzieła i antydzieła, które najbardziej poruszyły oraz czekać na 17 lipca 2008.

Pochylone nad grafikiem.
Nie będę kryć że odchorowałam tegoroczną imprezę. By móc spać w nocy, zakupiłyśmy sprzęt, który miał wybijać komary męczące dźwiękiem (mnie) i gryzące ( Kasiek). Robactwo wymierało w szybkim tempie, natomiast ja proporcjonalnie wolniej. Dopiero o 6 dniach trucia się doszliśmy czemu tak źle się czuję. Na szczęście pogoda się popsuła, więc komary i tak wyginęły, a ja rozpoczęłam kurację odnowy. Obecnie prawie wróciłam do normy, poza zmniejszoną masą ciała.

Kasiek w kolejce na Hala, "Prostych facetów", będąc ponad godzinę przed seansem stało przed nami jakieś 50 osób. Seans zaczynał się o 15:45, a ja na sali byłam o 15:03. One zbojkotowały szał kolejkowy, ja dzięki biletom byłam jeszcze na "Amatorze" i "Nie ma takiej rzeczy". Jak wychodziło się z jednego filmu to od razu trzeba było wracać do kolejki, która już zakręcała na schodach.



Ostatniego dnia miałam dzień filmów muzycznych, "Control" oraz "Joe Strummer, niepisana przyszłość". Ian Curtis mógłby nigdy się nie narodzić, a i tak film "Control" mógł powstać. Podobał mi się, ale mniej niż Strummer, może dlatego że był na podstawie biografii żony Curtisa, która obiektywna na pewno nie jest i to było niestety widać. Poza tym denerwująca była dosłowność zakończenia. Drugi film to biografia zrobiona w formie teledysku, miłym zaskoczeniem były tłumaczenia piosenek, bo oni tak chamcholą, że właściwie nic się nie rozumie. Obeszło się bez wzruszeń, bo jak tu przeżywać ogładając świetnie zrobiony 120 min teledysk.


"Jestem cyborgiem...", cudowny film w ramach nocnego szaleństwa, jeden z ciekawszych jakie widziałam na festiwalu.

czwartek, lipca 26, 2007

???


Czemu ja to ja??? Czemu akurat muszę być w tym czasie, tej przestrzeni i rzeczywistości???
Czemu nie można zmieniać światów, przenosić się za pomocą myśli, słowa, gestu???
Czemu żyję na planecie z jednym księżycem i słońcem???
Czemu jednorożce i smoki zostały wybite lub nigdy nie istniały???
Czemu chrześcijaństwo i rzymianie musieli podbić świat???
Czemu muszę dorosnąć i stać się odpowiedzialną???
Czemu puszcza jest tak daleko???

środa, lipca 25, 2007

ENH


Hal Hartley i jego filmy to furora na tegorocznym festiwalu, aby się dostać na salę w kolejce należy się ustawić najlepiej dwie godziny przed seansem. Moim zdaniem warto, choć nie koniecznie na wszystkie filmy, gdyż większość można ściagnąć. Ale nie ma co ukrywać, że lepiej się ogląda na dużym ekranie, a potem jeszcze uczestniczy w rozmowie z uroczym Amerykaninem. Osobiście mam karnet +10, więc jestem w lepszej sytuacji, wystarczy jak przychodzę 45 min przed filmem. Na razie obejrzałam 4 najstarsze jego dzieła, zdecydowanie dwa najwcześniejsze podobały mi się najbardziej, między innymi dzięki niesamowitej Adrienne Shelly oraz klimatowi amerykańskiego przedmieścia, robotniczym kombinezonom, schyłkowi lat 80-tych i nieporadności, zagubionych bohaterów. W filmach Hartleya cudowne jest że zapamietujesz nawet postacie które pojawiają sie na ekaranie jedynie na chwilę. W piątek wybieram się na jeszcze jeden zrobiony w Islandii w 2001 roku, czyli całkiem nowy. Sam Hal mówi że to film średniowieczny, o potworze, ktory nie może dogadać się z miejscowymi (sam używa angielskiego, a oni islandzkiego!).


"Omkara" bolly wersja "Otella". Wreszcie, dzięki wspaniałemu panowi Gutkowi oraz J. Duszyńskiemu udało się zobaczyc to dzieło, które zebrało wszystkie możliwe hinduskie nagrody. To jedyny film z Mumbaju w tegorocznym festiwalu, ale wybór odpowiedni. Zresztą kino Atom na sierpień przygotowało kolejne filmy, a za dużo bolly to też nie zdrowo. "Omkara" to głównie popis Saifa, który jest wręcz obleśny i odrzucający. Do tej pory oglądałam go w rolach słodkich chłopców, więc szok był tym większy, gdy zobaczyłam go z żółtymi zębami i kulawego. Nawet Szaruk nigdy nie gra takiego skurwiela, zawsze jest jakiś pretekst by mu wybaczyć, a Saif jest całkowicie zły i to z głupiej zazdrości. Za to mąż Kajol, którego nie znosiłam okazał się niezłym ciachem, przynajmniej od brody w dół, on ma chyba dłuższe nogi niż Abhishek! Taki tragiczny Otello, nic tu więcej nie trzeba pisać. Oraz Vivek, jedna z nowych gwiazd bolly, wydoroślał i wygląda zdecydowanie ciekawiej. Największych nigdy nie dorówna, ale miło się na niego patrzy. Są oczywiście postacie kobiece, ale całkiem bezbarwne, Bipashe to chyba tylko zatrudnili by zatańczyła w dwóch piosenkach. Zresztą obok "Naach" to są dwie którymi katuje Stosio.

poniedziałek, lipca 16, 2007

Taki weekend


Wczoraj w "Atomie" była pierwsza edycja "Hello Bollywood". Podobno teraz raz w miesiącu będzie taki wieczór. Hura!!! Pierwszy film "Anjaam" był z Szarukiem, który bzikuje z nieodwzjamnionej miłości. Jego wybranka zresztą też, gdy traci wszystko co kiedykolwiek kochała zmienia się w boginię zemsty. Generalnie autorzy filmu całkowicie popierają morderstwa, których dokonuje Shivani. Gdy kobiecie zostanie odebrane całe jej szczęśliwe życie, ma ona prawo zemścić się na swych oprawcach, czyli przede wszystkim na szalonym, niepełnosprawnym Szaruku. Oczywiście najpierw doprowadza go pełnej sprawności, a dopiero potem zabija, niesamowita kobieta! W renezjach filmu pisano, że jest mocniejszy od Baazigara, ale dla mnie Szaruk jako mściciel jest bardziej przerażający niż Madhuri, choć akcja z wygryzieniem żył mnie powaliła.
Drugi film to "Naach", czyli taniec, zresztą główny aktor filmu. Nowatorski, nie podobny do innych produkcji bollywoodzkich, a przez to bardzo ciekawy. Antara Mali jest prawdopodobnie zawodową tancerką, bo robi rzeczy nie osiągalne dla przeciętnego śmiertelnika. Abhi stara się jej dotrzymywać tempa, ale jest właściwie jedynie męskim dodatkiem, oczywiście jedynie w sekwencjach tanecznych. Film warto obejrzeć, szczególnie jak ktoś nie przepada za typowym, kiczowatym bolly.


W sobotę pojechałyśmy obejrzeć mecz Polska-Brazylia. Właściwie do tej pory go przeżywam. W autobusie, podczas powrotu do domu, Magda ciągle przypominała, żebym nie płakała. Udało się jedynie dlatego, że w momencie przegranej Brazylii też byłabym załamana. Nie mogę tylko się pogodzić z tym, że Ci nasi durni Polacy wiedząc, że Brazylia ma drugie miejsce w grupie, tak koniecznie musieli wygrać z USA. Trzeba było darować sobie, odpocząć przed półfinałem, grać z Rosją. A tak połowa naszej drużyny już w drugim secie słaniała się na nogach. Choć trzeba im przyznać, że się starali.
Na zdjeciu:
Giba to mój idol nr1 w siatce! Jest niesamowity!

niedziela, lipca 08, 2007

Jedynym bogiem jest chaos


Przeżywam załamanie nerwowe z powodu... sama przed sobą nie mogę się przyznać co je wywołało. Czarna dziura, czarna rozpacz. Może czegoś mnie to doświadczenie nauczy, zobaczymy, ale chwilowo praktycznie nic nie sprawia mi radości i nie widzę światełka na końcu tunelu, czyli jeszcze do końca się nie zbliżam lub tam nic nie czeka... A tak już było spokojnie. Wróciła huśtawka nastrojów i wszechogarniająca niepewność. Starzy znajomi, za którymi nie tęskniłam i miałam cichą nadzieję, że więcej nie zobaczę, ale oni są wierniejsi niż ja.

czwartek, lipca 05, 2007

Tęsknię za bydlątkiem

Śniło mi się moje najukochańsze bydlątko. Przyprowadzili go jacyś ludzie, a on rzucił się na mnie z radości, aż się wywróciłam. Dawno nie byłam taka szczęśliwa, myślałam że zwariuję. On zresztą też, wydawał się nieco większy niż pamiętałam, ale tak samo cudowny i szalony. A potem się obudziłam i prawie popłakałam, że to nie była prawda. Sądziłam, że już pogodziłam z jego stratą, a tu prosze, znów depresja! I to na dodatek zwielokrotniona minionymi latami. Czemu nie ma mojego pieska??? Niewiele istot kochałam tak jak jego. Co tam Szaruk, a nawet Brian Kinney. Bardzo, bardzo mocno tęsknię za psinką. Smutność!!!

środa, lipca 04, 2007

Saif...

Ostatnio obejrzałam trzy jego filmy. Tak to już jest jak nie mam nic nowego z Szarukiem, to szukam innych wrażeń, więc przyszła pora na Saifa Ali Khana. Magda twierdzi, że jest gejowaty, a to nie prawda, a nawet jeśli to mi nie przeszkadza. Należy do zdecydowanie lepszych aktorów niż posiadający jedną minę Salman Khan, a także super sprawny Hrithik Roshan. Niestety nie mam możliwości obejrzenia "Omkara", gdzie jest podobno genialny jako zły charakter. Ach, czemu zamknięto napisy.org, jak mam teraz oglądać bolly filmy, przecież nie znam chwilowo hindi, a angole z nieznanych przyczyn nigdy nie tłumaczą piosenek!