czwartek, marca 06, 2008

... Daniel: genialny!!!

I love Him... I love Him... Kocham ten jego spuchnięty, krzywy nos, kanciastą buźkę i siwe oczka. Generalnie on cały jest jakiś taki kanciasty, co mnie szczególnie kręci. Nawet w powieściach fantasy zazwyczaj fascynujący są ci których "twarz jest wyrzeźbiona jakby z kamienia, którego twardość łagodzi niekiedy jedynie uśmiech". Moja miłość do Day-Lewisa kojarzy się z sinusoidą, ma wyraźne maksima i minima funkcji. Gdy po wielu miesiącach jałowych (bez jakichkolwiek wspomnień fascynacji) wreszcie pojawia się nowe dzieło zaczyna się szaleństwo... sny po nocach, ochy i achy, ponowne ogladanie wszystkich dostępnych filmów ( "W imię ojca" zawsze!!! bo "Nieznosnej lekkości bytu" nie posiadam), generalnie pełna wariacja. A potem nastepuje spadek, aż do kompletnego zapomnienia. I znów jakaś reklamówka nowego filmu lub jakieś info rozpoczyna wariację od początku.

Obejrzałam "To nie jest kraj dla starych ludzi" i jestem zdegustowana. Oprócz genialnego Javiera nic mi się nie podobało, może dlatego że całego filmu nie zrozumiałam. "Aż poleje się krew" był przejrzysty i w pełni zrozumiały, natomiast ten chaotyczny i nie równy. Tommy Lee Jones to pierwszy szeryf Hollywood którego wątek mógł byc spokojnie pominięty, bo dodatkowo wprowadzał zamęt. Dobrze że miałam pod ręką drinka oraz Halszkę obok której komentarze przynajmniej troszeczkę rozwiewały nudę.

Udało się wreszcie dokonać przeprowadzki, więc nie mam netu. Tego posta piszę chyba już od połowy lutego, tak partiami jak mam trochę luzu w pracy. Mieszkanko jest fajne, jedynie wchodzenie na 4 pietro jest nadal uciążliwe. Wreszcie osiągnęłyśmy sukces w kwestii ustawienia łóżek oraz biurka, prawdopodobnie po raz ostatni w najbliższym czasie wybieramy się do Ikei. Magdy to będzie chyba już 4 weekend na Bielanach! Mam krótkie włoski, grzywka w niektórych miejscach przypomina jeżyka a i ciągle głaszczę się po meszku na karku, taki nowy tik!