poniedziałek, kwietnia 28, 2008

Wszyscy za mną, ale jednak przeciwko. Jadę pociągiem do puszczy, nawet zasnąć nie mogę, bo zaraz soczewka postanawia opuścić schronienie w mym oku i ruszyć w świat. W porę ją złapałam i umieściłam tam gdzie jej miejsce, bo już zmierzała w stronę okna, na wolność chciała się wyrwać! Przychodzę przemarznięta do pracy i co słyszę na dzień dobry... "co się trzęsiesz jak kura po stosunku?"... ręce i szczęki opadają! Takie wsparcie. I to ja jestem potworek?
Teraz też, poprosiłam mamę, by zrobiła pranie, bo ciuchy śmierdzą ogniskiem i psem. To ona pierze je ręcznie zamiast w pralce, a ja mam wyrzuty sumienia, że ją wykorzystuję. Generalnie wyrzuty sumienia muszę wiecznie zagłuszać lub wypierać się ich istnienia. Tylko puszcza nadal taka sama, niewinna i dzika. A ja? Niewinności zero, dzikość natomiast w nadmiarze.

środa, kwietnia 23, 2008

Step By Step


Wielki powrót uwielbienia, ta fascynacja ośmiolatki wiele wyjaśnia. Miłość do lat 80-tych, nawet Szaruka (teraz jest jasne czemu kolczyki w uszach tak nie rażą). Jordan... w ogrodniczkach, ach! Chłopaki jednak tańczyć potrafią i kompletnie nie przypominają późniejszych boysbandów. Nie wiem gdzie się podziały wszystkie moje kasety, teraz byłyby sporo warte. Za to doskonale przypominam sobie serial animowany, który namiętnie oglądałam w telewizji. Ach sielankowe dzieciństwo: folwark, puszcza i New Kids On The Block!

środa, kwietnia 16, 2008

Ubarwiona prawda


Gdy jeszcze było ładnie, siedziałam na oknie (nie mamy balkonu) i czytałam jakieś gówno fantasy. Po podwórku jeździła policja, właściwie to krążyła. W pewnym momencie zatrzymali się pod oknem, jeden wysiadł i zaczął wrzeszczeć "co robię?". Początkowo nie połapałam się, że to do mnie, a potem powiedziałam, że siedzę i czytam. Na co oni się zebrali i pojechali. Jakiś dzień później opowiedziałam o tym Młodemu, a już następnego dnia krążyła wersja, że siedziałam na dachu. Bartosz uznał, że taka "prawda" jest bardziej ekscytująca. I jak tu mu wierzyć?
Straciłam apetyt... niby jestem głodna, ale jak przychodzi do jedzenia to już mi się nie chce. Komar ma to samo, co jest nieco budujące. Obecnie nakręcamy się nawzajem na regularne jedzenie, a dodatkowo Hala wmusza we mnie zupy i inne specyfiki. Trzeba będzie w Puszczy być dzielną i iść na badania do mamy, a właściwie to pobieranie przyjdzie do mnie.
Ogólnie jestem jakaś zawieszona, sama nie wiem czego chcę. Przydałby się ktoś, kto dokonywałby za mnie wyborów, a ja jedynie ślizgałabym się na granicy świadomości i jak coś miała pretensje o złe decyzje. Tylko w pracy jeszcze nad sobą panuję. Może muszę pokrzyczeć to będzie lepiej? Zawsze to pomagało! Lub wybiorę się wreszcie po kozę... hihihi... zielona koza poprawiająca nastrój!

sobota, kwietnia 05, 2008

Platoniczny kubek kawy

Trwa tydzień z bolly, a właściwie tydzień z Abhishkiem, ja nadal nie mam netu, przestały jeździć tramwaje, nie mam więc dojazdu do pracy. Ogólnie szczęśliwość połączona z beznadzieją. Czekam z utęsknieniem na urlop w Puszczy, a jednocześnie czuję że całkowicie wrosłam w wrocławski klimat. Z fantasy przestawiłam się na powieści indyjskie oraz afgańskie. Takie małe zmiany, nic nie znaczące a powodujące lawiny. W uszach Ironi, bo do koncertu się szykuję, mało bausów, moc perkusji i gitary zwycięża z bitem. Dzikość z nutką nostalgii.