sobota, listopada 15, 2008

Notka

Wytęskniony pobyt w puszczy rozciągnął się w czasie. Już w sobotę wieczorem wydawało się, że jestem w domu od paru dobrych dni. A wcale nie działo się za dużo, właściwie to co zwykle. Mama, dziadkowie, pub Bab i jego bywalcy, miasto, które zaskakuje zmianami ("Pod beczką" nie istnieje!!!), bulwary, puszcza... ten sam schemat spotkań.
Takie zawirowanie czasowe wywołane jest raczej uwolnieniem się z kieratu wrocławskiej codzienności. Ranne wstawanie ( mycie, ubieranie, malowanie, jedzenie jak jest czas) lub bardzo wczesne ranne wstawanie ( wtedy nawet jedzenie nie wchodzi w grę), potem wywołująca chandrę komunikacja miejska ( sama nie wiem czy gorsze są staruszki czy wrzeszczące bachory) i praca lub uczelnia, a na zakończenie powrót do domu, gdzie po jednym rozdziale książki zasypiam. W przypadku pracujących weekendów można szybko stracić orientację w dniach tygodnia. Oczywiście zdarzają się urozmaicenia, ale wszystko nadal trzyma się cholernej monotonii.
W Augu to że zawsze kończy się tak samo nie jest wywołane przymusem. Zamiast do pubu mogę pójść gdzie indziej, nad rzekę, posiedzieć w domu, robić cokolwiek. Takie to wszystko jakieś beztroskie. Nawet tamtejsze schematy sprawiają przyjemność i nie wywołują znużenia. Chyba właśnie brak przymusu spowodował że zapętliłam się w czasie.
Powrót samochodowy też wywołał chaos. Miałam wrażenie że jedziemy, jedziemy a nadal jak nie było widać wawy, tak nadal jej nie ma. Taka podświadoma niechęć do opuszczenia sielankowej Puszczy i jej okolic.


Konfrontacje Rockowe-Cudownie
Zgubiłam się na Kulcie, dzięki temu chyba było świetnie. Mokra dotarłam do domu, wyskakałam się i wykrzyczałam na najbliższe pół roku. Co prawda kilka znajomych osób doszło do wniosku że byłam wtedy pijana i ledwo się na nogach trzymałam, ale ja byłam zachwycona. Impreza godna powtórzenia, chociaż teraz mam zakaz samotnych powrotów do domu. "Nieodwracalne?"