sobota, maja 09, 2009

Kwietniowo-majowy

Zdjęcia weekendowo-świąteczne.
Ostatnimi czasy nie miałam często możliwości na korzystanie z dobrodziejstw wolnych dni. Teraz istnieje szansa na zmianę, całkiem realna. Właściwie już to się zaczęło ( 28.04.2009).

Tak chciałam skorzystać z wolności, że się pochorowałam. Majówkę spędziłam w górach, pracy i łóżku. Dokładnie w tej kolejności. Przymusowy pobyt w tym ostatnim przeciągnął się nawet na formalnie pracujący poniedziałek. Zrobiłam się lekko przezroczysta, trochę mnie mniej niż przed tygodniem, żebra i kości miednicy znów ujawniły swoje piękno lub brzydotę, jak kto woli.

Byłam nabuzowana chęcią pokazania wszystkim, że nadal potrafię brać udział w maratonach, a tu falstart. Bywa... Jak się wstaje o 6-7 rano (czasem na szczęście o 10), stoi 8 godzin na obcasach i uśmiecha do każdego, to czasem nie ma wyjścia i kończy się imprezę przed północą. Zaznaczmy... stanie a siedzenie to nie to samo, podobnie jak klikanie lub rozmowa z współpracownikami, a dbanie o bezpośredniego klienta (często z wyraźnymi symptomami choroby psychicznej). W moim przypadku podsypianie w pracy nie ma racji bytu. Jakoś się jeszcze nie nauczyłam drzemać na stojąco z otwartymi oczami, uśmiechem na ustach oraz obowiązkowym "dzień dobry". Czy to takie dziwne, że przy takim sposobie zarabiania, czasem nie mam siły na co weekendowe wyjścia? Szczególnie, gdy następnego dnia może czekać banda wieśniaków, którzy dni wolne spędzają w centrach handlowych zamiast na świeżym powietrzu. (9.05.2009)

Puszcza i Dziadek

Góry, konkretnie Kowary