czwartek, czerwca 30, 2011

poddasze

Mieszkanie na poddaszu ma kilka słabych stron.

Pająki.


"Gdzieś tu jest pająk,
w tym czy w tamtym kącie.
Jego troje oczu
stoi na palcach w ciemności,
jego osiem nóg
przebiega mi po plecach,
powtarzając me kroki
w drwiącym rytmie.
Gdzieś tu jest pająk,
który wie o mnie wszystko,
zapisał moją historię w pajęczynie.
Gdzieś w tym dziwnym miejscu
pająk czeka,
aż ucieknę w panice..."

"Ogrody księżyca" S. Erikson

Wielkie i włochate, a także długonogie z małym odwłokiem.
Szczególnie te pierwsze są obrzydliwe. Jakiś czas temu wróciłam w nocy do domu i pierwsze co zobaczyłam, to takie bydlę wielkości 3 cm siedzące obok mojej poduszki. Fuj!!! Z racji, że formalnie pająków się nie zabija, wciągnęłam go odkurzaczem. Nie wiem czy to przeżył. Kilka dniu później Hala opróżniała pojemnik i podobno nie było tam nic czarnego i włochatego. Te czarne olbrzymy najprawdopodobniej emigrują do mnie z drugiego, nie zamieszkanego poddasza. Najczęściej jakiś siedzi w okolicach mego łóżka lub schodów na górę.
Za to w łazience i kuchni królują osobniki długonogie. Mniej wstrętne, choć w miarę możliwości spłukiwane wodą.
Ogólnie nie mam arachnofobii i istnienie kilku stawonogów nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Jednak nawet nie próbowałabym spać obok wielkiego robala, szczególnie gdy może ugryźć. A takie ugryzienie nie jest czymś przyjemnym, piecze i goi się kilka tygodni.

Schody.
Jest ich za dużo, są śliskie i nieproporcjonalnie rozmieszczone.
Aż dziwne, że jeszcze nigdy z nich nie zleciałam. Chociaż raz mało brakowało, ale to było na tych w samym mieszkaniu. Te są wyjątkowo wyślizgane, a dodatkowo strome.
Właściwie codziennie paszczę po nich 10 kg - rower. Czasami w dwóch turach, gdy mam dodatkowe zakupy. Muszę przyznać, że najlepsze tempo mam po kilku cytrynówkach z wodą. Jestem wtedy na górze w ciągu 2 minut i to bez zadyszki.
Ogólnie klatka nie wygląda zachęcająco. Co jakiś czas na poręczy siedzą gołębie, którym trzeba otworzyć wszystkie okna by durne wyleciały. O czym też przekonała się Edi w poprzednie wakacje. Już nie pamiętam, czy miała iść po zakupy, czy jechać po mnie do pracy. Gołąb pokonał Burzę, która z płaczem dzwoniła by ją ratować. Innym razem wracając z Magdą zastałyśmy żula, który spał na naszej wycieraczce. Dopiero po dłuższej rozmowie z policjantem ( pytania typu: czy jest z paniami ktoś dorosły? czy któryś sąsiad nie mógłby się tym zająć?), przyjechali faceci ze straży miejskiej by go zabrać. A smród po nim utrzymywał się jeszcze kilka dni.

Ptaki.

Gołębie, czyli najgłupsze i najbardziej brudniejsze ptaki, są wszędzie. Mam nadzieję, że podczas remontu dachu uda się je wykurzyć. Jednak jak widać na przykładzie innych części podwórka nie jest to proste. Po jakimś czasie można się przyzwyczaić do ciągłego gruchania, gdy człowiek bierze prysznic lub myje zęby. Na szczęście tutejszych gołębi nikt nie karmi. Dlatego bezpiecznie można siedzieć na parapecie. Nie ma ryzyka, że latająca chmara zaatakuje w celu otrzymania pożywienia.
Jaskółki, latające z prędkością świetlną, też występują w dużej ilości. Kiedyś przez jedną spóźniłam się godzinę do pracy. Chyba nie wyrobiła się na zakręcie i wleciała do mieszkania przez uchylone okno. Po kilku rundach kuchnia-salon padła przy parapecie. A ja dzielnie podniosłam ją przez rękawice kuchenne i wyrzuciłam na podwórko. Zaznaczmy, że w tym momencie przypomniała sobie do czego służą skrzydła i odleciała.
Sroki, a właściwie chyba jedna sroka. Jest najmniej uciążliwa, jednak jak się rozwrzeszczy to zamykanie okien nie pomaga.

sobota, maja 28, 2011

Uniform



Coraz częściej dochodzę do wniosku, że Polki nie mają wyobraźni, jeśli chodzi o ubrania. Mają koszmarne zamiłowanie do uniformów.

Nie chodzi tu o typowe mundury i styl militarny, bo on bywa ciekawy. Sama cierpię na obsesję dotyczącą bufek, pagonów, a moje najukochańsze kozaki nadawałyby się na poligon. Przez całą zimę wzdychałam do granatowego płaszcza, w którym wyglądałam jak mały oficer wojsk napoleońskich. Niestety nawet ze zniżką pracowniczą jego cena powalała, więc musiałam się zadowolić kożuszkiem z Zary, oczywiście dwurzędowym z pagonami.



Mówiąc o uniformach, chodzi mi o ubieranie się w jeden kolor lub ( o zgrozo!) wzór od stóp do głowy.
Zupełnie nie rozumiem tej tendencji by do żółtej spódnicy nakładać żółty sweter, bluzkę, a co gorsza niekiedy buty i biżuterię. I wszystko najlepiej, żeby było w tym samym odcieniu, czyli otrzymujemy człowieko-kanarka! Niestety regularnie słyszę, że Pani potrzebuje tak zwanej "kolorowej garsonki". Czyli marzy się takiej spódnica/spodnie z żakietem w kolorze np. koralu lub co gorsza w wersji w kwiaty. Od razu mam skojarzenia z królową Elżbietą II, która jest chyba niedoścignionym wzorem dla pewnej grupy kobiet. Ta grupa nie składa się, o dziwo, jedynie pań w okolicach 60-tki, ale także dużo młodszych osób. Tak zwane "urzędziary" w koślawych kostiumikach, które ani nie są wygodne, ani ładne i eleganckie. Takie panie, nawet po pracy, chodzą w swoich "uniformach". Tylko żakiet zostaje zastąpiony przez sweter lub bluzkę, w identycznej tonacji co spodnie/spódnica. Dla takich osób połączenie żółci z granatem/ begonii z szarym wydaje się bardziej agresywne niż zestaw w cytrynie/amarancie.


Oczywiście pominęłam kwestię sukienek, choć to sam w sobie temat rzeka.
Co powoduje, że kobiety potrafią zniszczyć najładniejszą sukienkę doborem dodatków?
Czy zestaw z prawej jest ładny, elegancki? Kategorycznie NIE! Rozumiem uwielbienie danego koloru/wzoru. Pojmuję, że komuś jest ślicznie w chabrowym, jednak bez przesady. Od nadmiaru głowa boli i to bardzo.
A zestaw lewy,czy nie prezentuje się lepiej? Sukienka, dzięki szarym dodatkom mocniej przyciąga uwagę, jest lepiej wyeksponowana. To ona jest najważniejsza, jej fason, krój, kolor. Dodatki tworzą tło, nie przytłaczają, a jednocześnie są doskonale widoczne.
"Chabrowa pani" sprawia wrażenie kiczowatej, wulgarnej. "Szaro-chabrowa" to jej przeciwieństwo, pomimo że obie mają na sobie ten sam model żakietu oraz podobne korale i torebkę.


Podsumowując moje wydumania - uniform jest zły. Prawie nigdy nie wygląda dobrze. Chyba, że wybieramy się na dwór brytyjski lub imprezę pod patronatem jednego koloru/wzoru. Czyli nawet jak kochamy panterkę/zielony to nie musimy wyglądać jak gepard/żaba. Oryginał zawsze prezentuje się lepiej niż podróbka.