środa, kwietnia 04, 2012

akcja - żarówki

Przepaliły się żarówki w łazience. Została tylko jedna nieśmiertelna (odpukać w niepomalowane) nad wanną. Niby taki mały problem, ale jednak. Bo jak tu włożyć soczewki, rozczesać kołtuny na głowie i nałożyć róż na policzki bez odpowiedniego światła? Można oczywiście. Gdy słońce wstanie zrobić to przy oknie korzystając z niewielkiego podręcznego lusterka. Lub przy braku światła dziennego skorzystać z lustra w przedpokoju. Tylko, że w obu przypadkach trzeba kursować między łazienką a innymi pomieszczeniami, gdzie lustro za małe lub za ciemno. Dlatego odpowiednie oświetlenie musi być!
Jednak zdobycie żarówek wcale nie jest takie proste jak się wydaje. Posiadane w domu miały inne przeznaczenie, a konkretnie po prostu nie pasowały. Próbowałam, ale gwint za krótki, za wąski lub za duży. Do jakiegoś większego sklepu tez jakoś przez pewien czas nie miałam po drodze. A w "Żabce" żarówek nie sprzedają, przynajmniej w tej obok mnie.
O dziwo, w "Biedronce" posiadają. Niestety nie było mi dane zakupienie "biedronkowych", gdyż przy kasie zabrakło pieniędzy. Lekki wstyd, ale przy posiadanej gotówce ( ok. 60 zł) nie starczyło na oświetlenie. Czemu? Bo jedna "biedronkowa" żarówka przeznaczona do mych lamp łazienkowych kosztowała 14,99 zł! Jakaś masakra! Szczególnie, że byłam zachłanna i chciałam wymienić obie lampki. Spowodowałam korek kolejkowy, przymus wzywania kierownika zmiany, a dodatkowo musiałam przeżyć kolejny dzień bez światła.
Na szczęście, w Magnolii jest Tesco. Gdzie są opcje dla normalnych śmiertelników, którzy wolą wydać pieniądze na inne przyjemności. Dwie żarówki za 6,49 zł. Zaszalałam i zakupiłam 2 opakowania na zapas.

sobota, marca 31, 2012

Paskudne choróbska

W ciągu ostatnich miesięcy pojawiło się kilka filmów, które łączy śmierć.
Nie chodzi o horrory z Kostuchą w roli głównej, ani opowieści o babci/dziadku, która/y przygotowuje się do odejścia wspominając dawne czasy. Nie są to dramaty o stracie ukochanej lub dziecka.
Filmy o 20-30-latkach, których nagle dopada śmiertelna choroba. Guz mózgu, rak kręgosłupa itp.
Skoro za jakiś czas dobiję do nieszczególnie magicznej 30-stki, ten temat w pewien sposób mnie dotyczy. Na szczęście nie posiadam osobistych doświadczeń. Ciąża, dzieci itd, tym żyje coraz więcej osób wokół. Nikt nie rozmawia o chorobach, chyba że chodzi o grypę, wysypkę lub najbardziej popularnego - kaca. A przecież zagrożenie z każdym rokiem jest coraz większe.


50/50
Czyli ulubiony kosmita walczy z rakiem kręgosłupa.
Uwielbiam Josepha! Nawet w durnowatych komediach romantycznych, typu "500 Days of Summer". W "50/50" nadal jest tym samym nieporadnym, prostodusznym 30-latkiem, który nie do końca ogarnia otaczającą go rzeczywistość. A tu nagle pojawia się śmiertelne zagrożenie. Nie są to kosmici, terroryści, ani psychopatyczny morderca. Coś z pozoru banalnego, choroba. O tak skomplikowanej nazwie, że filmie pojawia się tylko raz. Cytując Setha Rogena: "im dłuższa nazwa, tym gorzej".
Cała historia przedstawia kolejne etapy walki. Chemioterapia i jej następstwa, zdrada ukochanej, zgolenie włosów (Rogen jest tam genialny!), podryw na umierającego, odejście jednego z kumpli. Oczywiście pomiędzy wplata się miłość, do terapeutki - nieporadnej, prostodusznej 30-latki. Czy naprawdę podobieństwa się przyciągają?
Bohater nr 1 to rak, a wszystko inne tworzy tło. I oczywiście mamy happy end!


Restless
Czyli Gus Van Sant romantycznie z śmiercią w tle.
Van Sant lubi zaskakiwać. Tym razem zrobił uroczy film o miłości.
Enoch to zagubiony 20-latek, który stracił rodziców w wypadku. Cały jego świat się zawalił, co mu chyba całkowicie odpowiada. Czas spędza na pogrzebach i spacerach z wyimaginowanym przyjacielem - japońskim kamikaze z II Wojny Światowej. Poznaje Annabel, oczywiście na pogrzebie! Zakochują się, ale ona jest śmiertelnie chora. I znów mamy chemioterapię, wizyty w szpitalu itp.
Jednak to wszystko jest na drugim planie. Najważniejsza jest miłości i emocje Enocha, który ogólnie jest cholernym egoistą. Wszystko kręci się wokół niego. W niektórych momentach miałam ochotę kopnąć go porządnie w dupę! Annabel jest jednak bardziej cierpliwa i wyrozumiała, dzięki czemu wyprowadza Enocha na ludzi.
Bohater nr 1 to miłość, która śmierci pokonać nie potrafi, ale pomaga sobie z nią poradzić. Mini Happy End.



Do rana
Czyli ostatnia noc na ziemi, a może pierwsza prawdziwa.
Elliot to wybitny informatyk, złote dziecko elektroniki, twórca jakiegoś super zajebistego programu komputerowego. Co jednocześnie oznacza, że całe życie licealne, a tym bardziej studenckie go ominęło szerokim łukiem. Taki aspołeczny dziwak. Poznajemy go dzień przed operacją. Nie jest to wycięcie wyrostka, ani trzeciego migdałka. Mówimy o usunięciu guza mózgu, czyli na sali operacyjnej będzie czekał Dr McDreamy z "Grey's Anatomy".
W wyniku przypadkowej wizyty w kawiarni Elliot poznaje Chloe. W tym momencie rozpoczyna się jego najlepszy dzień w dotychczasowym życiu. Chloe to typowa 20-to parolatka. Zajmuje się fotografią, dorabia w kawiarni, a wieczory spędza z grupą przyjaciół. Ach, te szalone życie studenckie. Koncerty, domówki, zabawy przy ognisku i oczywiście alkohol.
W to wszystko wpada Elliot, i łał (!!!) poznaje szczęście, radość i zabawę. Oczywiście rano sielanka się kończy i dwójka bohaterów wyrusza na spotkanie z Dr Shepardem. Ale coś się zmieniło, pojawia się chęć walki oraz nadzieja na happy end.
Bohater nr 1 to odkrycie, że w życiu najważniejsze są relacje z innymi ludźmi. One dają szczęście i nadzieję. Zakończenie otwarte.

czwartek, stycznia 26, 2012

Zima festiwalowa


Te dwie suknie, to jedyne które w bieżącym sezonie festiwalowym mogę z czystym sumieniem nazwać "fab". Są kompletnie różne, na zupełnie inne sylwetki, ale obie urzekają.

Kate Winslet na rozdaniu Złotych Globów wystąpiła w mega seksownej kreacji Jenny Packham. Generalnie Winslet jest ostatnio mistrzynią w doborze ubrań, które podkreślają jej kobiecą figurę. Każdy chyba widział wyszczuplające sukienki projektu Stelli McCartney, w których pokazała się w Cannes oraz na premierze filmu "Rzeź" w Paryżu.
Natomiast Charlize Theron pokazała się w dziele Azzedine Alaïa's na Critic's Choice Awards. Szczególnie ta druga mnie zachwyca. Oczywiście wiem, że tylko mając figurę Theron można sobie pozwolić taką ilość falban.


Jeśli chodzi o wybory Kate Winslet, osobiście wolę dzieło Packham, projekty McCartney za bardzo kojarzą się z kostiumami kąpielowymi zawodowych pływaczek. Nie wiem jak wąskie musiałyby być ramiona, by te sukienki ich nie uwydatniały.
Przeglądając całą kolekcję jesienną najbardziej przemawiają do mnie czarne suknie z siatką w grochy. Także podkreślają figurę, ale bez efektu "pływaczki". Są świetnie skrojone, nawet szkieletor Anja Rubik ma w jednej z nich zajebiste, seksowne biodra. Szczególnie, że w kolejnej sukience wygląda jak patyk. Groszki Rubik to mój nr 1, choć nie mam pojęcia jaką miałabym pod nią nałożyć bieliznę. Najprawdopodobniej żadnej. Ale przecież istnieje coś takiego jak silikonowy stanik, więc figi pewnie też! W sumie już to wygooglowałam, staniki można dostać od 30 zł!
Kate Winslet ogólnie jest fanką kolekcji córki Beatlesa. Podczas promocji miniserialu "Mildred Pierce" w NY pojawiła się moim nr 2, czyli "małej czarnej" z bokiem w grochy. I z tego co było widać, a raczej nie widać na zdjęciach, nie miała bielizny.


Stella McCartney w kolekcji wiosennej nadal trzyma się falistych linii. Tym razem odchodzi od jednolitych kolorów oraz klasycznych groszków. Króluje wzór pepitki w różnych odcieniach i modyfikacjach. Przyznam, że nie szczególnie prezentują się te projekty. Chyba nie wiele gwiazd zdecyduje się, by je prezentować na galach. Są za mało glamour.
W sumie jedynie sukienka prezentowana przez Rubik wpadła mi w oko, ale też jakoś trochę na siłę. Zresztą ona będzie wyglądać dobrze tylko na szkieletorach. Do codziennego noszenia fajnie może wyglądać tunika z dodatkiem koronki. Właściwie nie wiem czemu została ona pokazana samodzielnie. Modelce prawie widać krocze, chyba że właśnie takie było zamierzenie. Sama chętnie nosiłabym ją z granatowymi lub zielonymi legginsami.


Pokaz wiosny w wykonaniu Jenny Packham to zupełnie inna bajka. Bajka, a raczej baśń to dobre słowo opisujące te projekty. Wszystkie są cudownie zwiewne, eteryczne. Kolory lekko przytłumione, wyblakłe. Każda pomimo pozornej lekkości ma pas podkreślający talię oraz ciężkie elementy ozdobne, dodające klasy.
Szczególnie zjawiskowa jest nefrytowa - dla tych co nie wiedzą jaki to kolor, to chodzi mi o rudą modelkę w zielonkawej. Sukienka dla nimfy lub wróżki. Pozostałe również są wróżkowe, ale ta najbardziej. Zakochałam się w tej sukni, choć nie mam pojęcia gdzie miałabym w niej chodzić. Przecież nie biegałabym w niej po Puszczy!


Na koniec jesienne propozycje tureckiego projektanta Azzedine Alaia. O ile dzieła Packham mogę porównać do baśni w stylu Disneya, to Alaia wzoruje się na Braciach Grimm. Przyznam, że robi to genialnie.
Oczywiście trzeba mieć posągową figurę Theron, by nosić te falbaniaste arcydzieła. Jednak piórkowo-punkowe sukienki "Dzwoneczka" mogłyby się znaleźć w mojej szafie. Byłabym skłonna nosić je nawet do motocyklowych kozaków i frakowego żakietu. Wiem, że byłaby to lekka profanacja takiego dzieła sztuki, ale nie potrafiłabym jedynie na nie patrzeć.

poniedziałek, stycznia 23, 2012

Nowy Rok


Rok Smoka zaczyna się dziś. Co oznacza, że będzie lepiej. Podobno...
Chiński Smok jest symbolem dobrobytu, mądrości i wszystkiego co najlepsze. Czyli przynajmniej dla mieszkańców "kraju Środka" przyszłość przedstawia się różowo :)


"Powiadają, że to lodowata krew matrony
sprawiła, iż na tym świecie
narodziły się smoki
i że owa płynąca rzeka losu
przyniosła światło do ciemności i ciemność do światła,
ukazując wreszcie w swych zimnych jak lód oczach
dzieci chaosu..."

"Gdy światło wyłoniło się z ciemności
ujrzałem na polu
zastęp smoków schwytanych
jak grzbiet fali wiatru przed wiecznym płomieniem.
Zobaczyłem wieki w ich oczach
mapę świata utrwaloną
we wzorach każdej łuski ich skóry.
Czary wypływały z nich
niczym tchnienie gwiazd
i zrozumiałem, że
smoki zstąpiły między nas..."

"Ogrody księżyca" S. Erikson