wtorek, lutego 26, 2013

za chuda i za blond



"Bycie blondynką naturalną czyni kobietę jednostką aspołeczną, 
a bycie blondynką farbowaną czyni ją oszustką".
Pchli targ

Czasem nie pojmuję zawiści innych ludzi. Nie rozumiem, dlaczego ze społecznym przyzwoleniem wytykani są chudzielcy. Jakoś nie wypada nikomu powiedzieć, że rośnie mu drugi, lub co gorsza trzeci, podbródek. Za to jak tylko trochę wystają kości, to momentalnie następuje atak. Ty coś jesz? Głodzisz się? Masz anoreksję? Nikt jakoś nie wpadnie na pomysł,  że ludzie mają różną przemianę materii lub zamiast mięsa i pieczywa wolą sałatę z kiełkami. I to wcale nie dlatego, żeby być szczupłym, lecz dla smaku.  Jedni przypominają szkielety, inni pączki. Nikt przewracając się w wodach płodowych nie losuje ilości posiadanych kilogramów w dalszy życiu. A tym bardziej nie stoi w boskiej kolejce po talię osy. 
Tak samo jest z kolorem i rodzajem włosów. Naturalny blond to wymierający gatunek. Co gorsza trzeba o niego bardzo dbać. Nie tylko ciemnieje z wiekiem, to gdy brak słońca zielenieje lub rudzieje. Czyli gdy przez cały rok ktoś ma ten sam odcień to znak, że stosuje zajebistą farbę lub inne "coś", ale na pewno nie ma naturalnego koloru. Czasami zazdroszczę innym możliwości farbowania i zabawy kolorami. U mnie każda ingerencja mogłaby zakończyć się tragicznie. Niekiedy mam wrażenie, że sztuczny kolor prezentuje się o wiele lepiej niż mój wychuchany naturalny. Mimo to dobrze wiem, że należę w jakiś sposób do wyjątkowych mutantów.


Zdecydowanie nie przypominam ideału, choć mając filigranową budowę, złoto-popielate refleksy we włosach i całkiem niezły gust często padam ofiarą zawiści lub lekceważenia. Tak, bo co taka mała blondyneczka może wiedzieć o życiu, zapewne niewiele. W jej małej główce jest tyle szarych komórek, by była wstanie się spoko ubrać i normalnie funkcjonować. Jednak  o teoriach kwantowych lub najnowszym kinie tajlandzkim z nią nie porozmawiasz. Opinii nawet często nie zmienia, że ma średnią 4,5 - pewnie dostaje oceny  za dziewczęcy urok. 

Ach, te utarte stereotypy, które podświadomie sugerują nam jak należy oceniać innych po wyglądzie. 
  
To, że jestem chuda i blond to nie jedynie moja zasługa, takie mam geny. Nic na to nie poradzę. Oczywiście mogę się przefarbować i roztyć (chyba), ale po co? By innym było lepiej jak na mnie patrzą. No raczej nie! Jeśli chciałabym się zmienić to jedynie dla własnej satysfakcji i przyjemności. 
Osobiście nie mam nic do osób tęższych, rudych, czarnookich i itp. Raczej, przez zboczenie zawodowe, zwracam uwagę na ubranie. I tu potrafię być okrutna w krytyce, ale o tym może innym razem.




poniedziałek, lutego 04, 2013

Szkoła, Sesja, M&M'sy, czyli luty.


Shelli wśród notatek.

Znów chodzę do szkoły. Ale spokojnie, nie jestem znienawidzonym przez społeczeństwo studentem dzienny, ale ciężko pracującym i uczącym zaocznym. Co może niektórych dziwić, szkoła sprawia mi ogromną przyjemność. Na nic nie mam czasu, a jednak jakoś doba wydłużyła się. Podobno też jestem mniej wybuchowa i ogólnie spokojniejsza psychicznie.
Z racji, że na roku pozostało już tylko 15 osób, to wykładowcy podchodzą do nas bardziej indywidualnie i traktują z większą wyrozumiałością. Chociaż może po prostu na uniwerku stosuje się bardziej ludzkie podejście niż na polibudzie. W końcu humaniści powinni być bardziej wyluzowani i mniej rygorystyczni. 

Dobra, koniec nad zachwytami i zaletami - mam sesję.

Na szczęście został tylko jeden egzamin, resztę już mam z głowy.

Jak to zwykle bywa na koniec mam najgorszy, czytaj najmniej ciekawy i interesujący, przedmiot. Co oczywiście sprowadza się do wkuwania mnóstwa definicji, które praktycznie niczym się nie różnią, chyba że osobą która je sformułowała. Poza tym, czytam jakże ciekawe artykuły dotyczące historii i rozwoju bibliologii. Ech...

Koty i M&M'sy dzielnie mnie dopingują w nauce. Tak to już jest, gdy uczę się mało ciekawych (raczej niepotrzebnych w mojej opinii) rzeczy to odczuwam nieodpartą potrzebę czekolady. I tak ciągle podjadam M&M, których jakoś nie ubywa. Język mam w kolorach tęczy, a głowę wypełnioną XIX-wieczną nauką o książce.