sobota, maja 04, 2013

amerykańskie, czyli nie do końca znane


Literatura, a także seriale amerykańskie są bardzo popularne. Jest to spowodowane głównie tym, że bardzo często łatwo jest utożsamić się z bohaterami zza oceanu. Wyglądają tak samo, mają podobne problemy, rozterki. Nawet ich wymarzone wakacje to Włochy lub Francja, dla tych bardziej szalonych i odważnych Indie. Do moich dodałabym Grecję i Japonię (nadal mam słabość do Shibuya Murakamiego).
Jeśli chodzi o seriale, oczywiście te obyczajowe, wszystko jest swojskie. Nawet w NY moda nie różni się tak bardzo od tej naszej. Jedynie ceny są astronomiczne, ale przecież w lumpach puszczańskich też można znaleźć torebkę Gucci lub marynarkę Mexx'a. I to w jakich promocyjnych cenach!
Schody zaczynają się dopiero przy książkach. Możliwe, że dotyczy to tylko mojej osoby. Chodzi o to, że mam olbrzymie problemy z wizualizacją muzyki w amerykańskich powieściach. O ile w przypadków filmów i seriali nie stanowi to przeszkody, muzykę słychać. Jak mi się spodoba, a nie wiem co to jest, to sprawdzam w necie, wrzucam do youtuba i mam. A tu ups... przecież nie będę co chwilę wyszukiwać w google ulubionych piosenek i zespołów bohatera. Szczególnie, że zazwyczaj czytam w autobusie lub innym miejscu, poza zasięgiem internetowym. I okazuje się, że nie do końca kumam o co chodzi, bo nie znam gustu muzycznego postaci. Dla przykładu: Neil Gaiman tworzy książki, a też komiksy wypełnione dźwiękami. A ja ich w większości nie słyszę! I co zrobić? Chyba pora przestać być leniem i zacząć szukać muzyki, chociaż z drugiej strony rozbije to całą przyjemność czytania. Jakoś nie widzę dobrego rozwiązania.
Obecnie podobny problem mam z najnowszym Eugenidesem. Akcja rozpoczyna się w latach 80, jednak nikt tu nie słucha ówczesnych "hitów", tylko jakieś coś innego. Dodatkowo bohaterowie studiują m.in. teorię literatury, także zupełnie obcą. Miło, że pojawia się przynajmniej znajomy Umberto Eco. Niestety, jak zauważył mój profesor z językoznawstwa, w Polsce nauka języka ojczystego sprowadza się do wzbudzenia patriotyzmu, a nie rozwoju edukacji. I potem nie dziwi fakt, że część społeczeństwa myśli, że Kmicic był bohaterem narodowym! A ja nie znam najszacowniejszych teoretyków, oprócz wspomnianego Eco i polskiego Libery.
Ta Ameryka wcale nie jest taka bliska, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Nie tylko jest niezwykle płodna muzycznie, to jeszcze system nauczania jest znacznie bardziej ukierunkowany, wyspecjalizowany. Albo tak się tylko wydaje, w końcu nigdy tam nie byłam.