wtorek, maja 27, 2014

Kulturalne miksowanie

Airnadette "We Will Dub You"

W obecnych czasach artysta (autor, reżyser, malarz, performer...) by stworzyć coś unikatowego, niespotykanego musi się mocno napracować. Nie chodzi mi tu o sam akt tworzenia, ani pomysł. Za nim zaprezentuje swoje dzieło publicznie powinien przeprowadzić dokładny research. Osobiście lub z pomocą osób trzecich musi upewnić się czy nawet nieświadomie kogoś nie skopiował. Istnieje bardzo duże ryzyko, że coś co uważa za wytwór własnej wyobraźni funkcjonuje gdzieś na świecie. Dlatego coraz częściej artyści przyznają się do bezpośredniego korzystania z twórczości innych. Zapanowała swego rodzaju moda na miksowanie kultury.

Nadeszła epoka dubbingu, playbacku. Kiedyś gwiazdy muzyki były szykanowane za korzystanie na koncertach z własnego podkładu, obecnie nie jest to nic nietypowego. Pojawili się nawet twórcy, którzy bazują na nagraniach z offu. Takim przykładem jest zespół Airnadette, który swoje przedstawienia całkowicie buduje na fragmentach cudzej twórczości. Ani jedno słowo nie jest ich autorstwa, wszystkie pochodzą z  mniejszych lub większych hitów dawnej MTV (tak wiem, że w tej stacji muzycznej obecnie nie puszcza się obecnie innych dźwięków niż reality show). Natomiast dialogi zbudowane są z wspaniale wymiksowanych fragmentów filmów, niekiedy łatwo rozpoznawalnych, czasem kompletnie nieznanych. Prawdziwe głosy bohaterów show nie istnieją. Twórca przedstawienia w ramach chwili wytchnienia zaczyna bawić się z publiką rozmową, która jak się okazuje także jest nagraniem. Pada pytanie, jak rozpoznać co jest fałszem a co prawdą. W świecie perfekcyjnego dubbingu jest to praktycznie niemożliwe. Nie mniej zabawa jest genialna, widownia podśpiewuje ulubione utwory, a niektórzy nawet tańczą. 
 
Panie i panowie: ostatnie cięcie. György Pálfi, 2012.
Film "Ostatnie cięcie" to love story ułożone z puzzli i to nie tyle jakich. Klasyka światowego kina (amerykańskiego, europejskiego, azjatyckiego) została wymieszana z najnowszymi obrazami filmowymi. Reżyser nie ograniczył się tylko do dzieł fabularnych, ale wkleił także fragmenty animowane. Ogląda się banalną historię a jednocześnie przypomina się największe kinowe przeboje. Niby takie proste, ale wymagające wielkiego wyczucia, a przede wszystkim niesamowitej wiedzy filmowej. 


Selfeet cd.


Pracowe meliski z pomponikami. I oczywiście do kompletu Czarnej Wrony matowe rajstopy, by przypadkiem smok ze stopy nie odleciał.


Mało perfekcyjna pani domu, czyli domowe trampki z pająkami (nieśmiertelne). Dodatkowo tęczowy, za duży fartuch. W takim autficie szatkuję marchewki, buraczki, cukinie i inne warzywne pyszności.


Żeby nie było, to miałam na sobie spodenki, tylko się w kadrze nie zmieściły. Na plotkach z E. w Bema Cafe. Skoro było przez chwilę słońce to oczywiście w ich tzn. ogródku. Bez parasola, bo wiatr chciał go koniecznie porwać.


Na parapecie. W spodniach (!) które czasem zdarza mi się ubrać. Jakoś rano, bo jeszcze nie było patelni w mym oknie od południa.


Parkowy piknik z M. Plotki i ploteczki zamiast tradycyjnego wieczoru filmowego. Nie ma jak kozi ser, pomidorki, bułeczki z ziarnami i takie niby piwo. I do tego całkiem niezły widok.

wtorek, maja 06, 2014

Majówka w wersji selfeet, czyli w grupie raźniej


Wśród stokrotek. Nie ma jak maj, ławka w parku, dobre towarzystwo i piwo. I kula w ramach wsparcia i asekuracji.


"Nie deptać trawy!"  Dmuchawców, koniczyny, stokrotek i innych tzw. chwastów. 


Pada deszcz, deszcz pada, buciki się nie cieszą. Na głowie kaptur, ale buty mokną i spódnica maxi też. Dobrze, że gumowa podeszwa chroni stópki i stopy.


Stopy do budki (lodówki) po piwo.