poniedziałek, grudnia 14, 2015

Ozonowanie z dużą ilością cukru


Francois Ozon jest reżyserem przed którym zawsze próbuję się bronić, ale jakoś praktycznie nigdy mi nie wychodzi. Jest jak tabliczka czekolady z orzechami laskowymi. Wiem, że nie powinnam zjadać całej na raz, bo potem będzie mi niedobrze, a dodatkowo odbije się to na mojej skórze. Jestem dzielna, twarda, ale nadchodzi dzień chandry lub innego kataklizmu i przegrywam. Z kolejnymi filmami Francuza jest podobnie. Zawsze mam wyrzuty sumienia i mentalnego kaca, że dałam się skusić.  
Czemu??? Zwyczajnie, męczy mnie oglądanie prezentowanych przez niego historii! A że niestety jestem chorobliwie wręcz uparta, to nawet cierpiąc zobaczę film do końca. Przykładowo, zdarza mi się przez 3-4 dni zmagać się z jednym obrazem. Ostatnio między innymi  taki przypadek dotyczył nowego Bonda. "Spectre" ogólnie nie był zły, ale 180 minut musiałam podzielić na 3 części. Listopad kolejny raz wykończył mnie fizycznie, więc nie miałam wystarczającej mocy, by szaleć z Jamesem i nie tylko zresztą z nim.

"Nowa dziewczyna", żeby nie było nie jest tragiczna, w sumie momentami jest zabawna. Ale jak już stwierdziłam po trailerze do bólu przewidywalna! Historia od początku do końca mocno naciągana i co najgorsze przesłodzona. Perypetie i rozterki bohaterów nie wywołują żadnej reakcji, ani emocji. I tak wiadomo, że wszystko skończy się lukrowanym happy endem. Podobnie jak było w przypadku każdego z ostatnich filmów Ozona. Tak, tak, kilka osób zostaje skrzywdzonych, ale ostateczny bilans mamy na wielkim plusie. Czy uważam, że opowieści z pozytywnym zakończeniem są złe? Wcale nie! Tylko te korzystające z banałów i pokazujące cukierkową rzeczywistość od której robi się niedobrze. Nawet współczesne bajki nie są tak różowe i przewidywalne. W założeniach opowieść miała prawdopodobnie szokować, a wyszło sztucznie, a co gorsza nudno.
Filmu nie ratuje Romain Duris, któremu chyba nawet nie chce się wysilać. O ile wcielając się w Virginię (nikomu nie funduję tu spoilera, bo nawet w trailerze widać, że mamy podwójną rolę) wypada zabawnie i uroczo, o tyle jako David jest zwyczajnie bezbarwny. Choć może tak właśnie miał zagrać, by łopatologicznie zaznaczyć, które "ja" jest bardziej prawdziwe i realne. Duris jest jednym z najlepszych, współczesnych francuskich aktorów, więc mając słabszy czas wypada w miarę przyzwoicie. Czego nie można powiedzieć o Anais Demoustier, która mu partneruje. Owszem jest piękna, zgrabna, jednak jej sposób gry pozostawia sporo do życzenia. Jej moralne rozterki wypadają nieprzyzwoicie sztucznie, poza tym nie potrafi stworzyć chemii z pozostałymi bohaterami. "Nowa dziewczyna" miał potencjał, który został zmarnowany przez przesłodzenie. Szkoda, że Ozon nie robi już filmów w stylu "Czas, który pozostał", czy "5x2".