piątek, grudnia 19, 2008

Disturbia


Bum Bum Be-dum
Tak jakoś od pewnego czasu nie pisałam. Nie to, że nie było o czym, bo właściwie zawsze jest. Tylko ostatnio mam problemy z ubraniem wszystkiego w odpowiednie słowa. Taka choroba mnie zaatakowała, że nie potrafię się wysłowić. Przy mojej pracy jest to nieco uciążliwe, choć powoli jest lepiej. Już na szczęście nie mylę części garderoby z kolorami lub materiałami, ale do pełnej formy nadal nie wróciłam. Na dodatek nie kojarzę kiedy dokładnie złapałam tego wirusa "brakusłów", tak po prostu pewnego dnia się obudziłam a on krążył w żyłach i tętnicach.
Z ostatnich atrakcji: byłam na zaproszenie Kasieńki w Łodzi. Chyba Fabrycznej, choć w tym dziwnym mieście, gdzie wszystkie ulice prowadzą na Piotrkowską, nie mam pewności. Zresztą moje zdolności do gubienia się mogły tam rozwinąć skrzydła. To że z hotelu trafiłam do teatru zamiast Manufaktury, nadal wywołuje zaskoczenie. Pozytywne, gdyż gdybym chciała iść do teatru to prawdopodobnie nigdy bym się tam nie dostała. Nawet na dworzec taksówkarz wiózł mnie podwórkowymi uliczkami między blokami i garażami. Łódź to najdziwniejsze miasto w jakim byłam! Za to z krótkiego zapoznania się z festiwalowym, vipowskim życiem jestem bardzo zadowolona. To najlepszy prezent jaki mogłam dostać z racji moich niedawnych urodzin. Kasiek, jeszcze raz bardzo dziękuję!!!
Te dwa dni uświadomiły mi, że za bardzo zakopałam się w obowiązkach i raz na dwa miesiące ( lub częściej) powinnam od nich uciekać. W innym wypadku staje się trudna w pożyciu i ciężko ze mną wytrzymać. Opanowuje mnie niepokój, który mogę jedynie opanować i rozładować poza Wrocławiem. Najlepiej z obcymi ludźmi, hi hi hi.
Za kilka dni święta, jadę do Puszczy. Nie wiem czy się cieszę, bo jakoś do końca do mnie nie dociera że to już. Mam jeszcze tyle do zrobienia, nie wspominając o obowiązkach które czekają jak wrócę na początku stycznia. Prawdopodobnie dopiero w pociągu wpadnę w euforię i amok, wcześniej nie będę miała do tego głowy. Jadę na prawie dwa tygodnie, więc może nawet uda się trochę odpocząć. Tylko że w Puszczy odpoczynek ma inne znaczenie niż na reszcie globu. Ale może wirusa i niepokoju się pozbędę, chociaż na jakiś czas. Pewnie złapię jakieś inne świństwo, pijackie świństwo. Ale nic to, nawet pasożyty mają prawo do urozmaicenia.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

wcale ze lodz nie jest dziwna.. moze troche smierdzaca i mroczna ale smoki winny lubic takie klimaty;) poza tym w tym miescie nawet wirus "brakuslow" nie przeszkadza w odczuwaniu wiecej i widzeniu wiecej..

dragonfly pisze...

Wirus rzeczywiście został zdławiony przez mroczność :D
ale to że wszystkie puby są już o 12 zamknięte, a nawet mcdonald to nie wybaczalne!!!
Mimo tych nie dociągnięć wyjątkowo dobrze mi ten wyjazd zrobił
:))

drf pisze...

brawo za puentę:)

a co do Łodzi - dla mnie to miasto się kojarzy dość szczęśliwie z wielkim radosnym pijaństwem schyłku liceum, przyjaźnią miłością i śmiechem, żadne inne wcześniej, ani później tak pozytywnie mi się nie kojarzyło.

Nie chcę tych wspomnień niszczyć, więc chyba nigdy już tam nie pojadę.

:)

Anonimowy pisze...

eee tam knajpy sa czynne dlugo i namietnie tylko trzeba umiec szukac albo wbijac sie na domowki;)) a radosc i smiech najlepiej niesie sie po podworkach zapomnianych kamienic;))

drf pisze...

tyle że ten śmiech i ta radość nigdy nie są dwa razy takie same