czwartek, lipca 31, 2014

ArbuzLove


Uwielbiam arbuzy w każdej postaci. 

Na zdjęciu prezentuję przepis na chłodnik arbuzowy podpatrzony w Zupie. Moja wersja została trochę zmodyfikowana z racji posiadanych w lodówce składników, elementów niejadalnych przez G. oraz przede wszystkim mniejszych potrzeb konsumpcyjnych. 
Czyli: 1/8 arbuza pozbawiona pestek (och to jest najgorsza część roboty), mały kefir w butelce, 2 łyżki jogurtu greckiego, pół opakowania sera bałkańskiego, szczypta kolorowego pieprzu (jak ktoś lubi). Wszystko wrzucamy do blendera i miksujemy. Zostawiamy na jakiś czas w lodówce i mamy idealną letnią zupę. Pożywną i orzeźwiającą. G. stwierdziła, że całość smakuje ogórkiem (?) a B. wypił duszkiem i powiedział że smaczne.

Oczywiście arbuzy najlepsze są w wersji naturalnej, pochłaniane przy użyciu noża i widelca. Co prawda podczas takiego posiłku wyglądam jak smok pożerający pół cielaka. Wspomnienia związane z rowerowymi wyprawami razem z K. do sklepu w Gorczycy by zdobyć najlepszy wakacyjny owoc są nadal bezcenne i rekompensują sok cieknący po brodzie oraz zazwyczaj ubrudzone ubranie. 

środa, lipca 23, 2014

(Modni) ludzie na festiwalu


Tak, kombinezony są modne. Jednak nie za ciasne! Przecież to wygląda jak niebieska panterka zamknięta w puszce. Co z tego, że materiał się nieco poddał, gdy każdy kawałek ciała krzyczy: "chcę na wolność!". I jeszcze do kompletu wrzynająca się bielizna. Jak można się czuć komfortowo w za małych ciuchach? Na dodatek korzystanie z toi-toi'a wydaje się w tym stroju wyczynem dla herosa. Za to koleżanka "panterki w puszce" postawiła na wygodę i klasykę. Czarne rurki i zwiewna biała bluzka wyglądają zawsze dobrze, szczególnie jak nie są za małe.


Wiem, że na Openerze trudno o lustro, szczególnie jak się nocuje na polu namiotowym. Jednak od tego też są znajomi, by zauważyć i poinformować o pewnych wpadkach. Ja przynajmniej takich mam. Niestety Pani w czarnej sukience nie ma takiego szczęścia. Na zdjęciu nie jest to może tak widoczne, jak w rzeczywistości przy mocnym słońcu, ale ten dzianinowy materiał okazał się mocno prześwitujący. Sama posiadam model bardzo podobny i wiem że bielizna musi być w podobnym odcieniu, a przynajmniej jednolita kolorystycznie. W tym przypadku wszyscy mogli podziwiać majtki w kwiaty, które Pani miała na sobie.



Pinky Rock. Wiem, że styl jest najważniejszy i osobiście bardzo mi się podoba ten outfit. Szczególnie torba z aparatem i kurtka. Sama wieczorem zakładałam moją "piwną" czapkę, bo marzłam w głowę. Robiłam to dopiero po zmroku, jak faktycznie robiło się zimno. Wydaje się, że Pinky tak skupiła się by wyglądać fenomenalnie, że zapomniała zarejestrować jak jest ciepło i słonecznie.  


Dziewczęta... kwieciste, koronkowe, rockowe. Moda na wianki nieprzerwanie trwa, choć to nie na tym festiwalu śpiewała Florence Welch. Kwiaty we włosach, kwiaty na ubraniach, czyli wiosna i lato królują. Nieśmiało daje się zauważyć koronka, jednak w wersji rock a nie sweet. Zawsze mnie zadziwia ostentacyjne prezentowanie przyjaźni i podobnego gustu. Etap, gdy dziewczynki chodzą w takich samych ubraniach by pokazać, że są best friends powinien skończyć się razem z czasem przedszkola. 


Buty. Podstawa to wygoda. Conversy oraz inne tego typu trampki rządzą. Zazwyczaj w wersji jednolitej, najbardziej popularne są klasyczne czarne oraz białe z czerwonym paskiem. Moich wymarzonych śnieżnobiałych jakoś nie wypatrzyłam. Skoro w tym roku wyjątkowo postanowiło nie padać kalosze popadły w niełaskę. Jednak część żeńskiej populacji zdecydowała się pokazać posiadane gumiaki. W końcu zajmowały połowę bagażu, więc warto było wystąpić w nich chociaż jeden raz. Tu także wygrywała klasyka, choć znalazło się kilka kwiatków. Osobiście postawiłam na krótką, letnią wersję. Jesienna, czarna, gruba, sięgająca kolan została w domu.


Fani w klasycznym wydaniu. Ona biała, on czarny. Uroczo wyglądają te dwie bluzy zawiązane w pasie. Przypuszczam, że różowa należy dziewczyny, ale dżentelmen nie może dopuścić by dama się zmęczyła noszeniem zbędnej garderoby.


Na festiwalu warto czasem pokazać skąd się pochodzi. Ciekawe czy to oryginalny szkocki kilt. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie. Jedynie te białe skarpetki przy czarnych butach rażą po oczach. Niektórzy nadal żyją w latach 90. gdy coś takiego było na porządku dziennym. Panowie pora wreszcie zainwestować w krótkie skarpetki, które nie wystają z butów!



W silent disco obowiązkowo w srebrnej kurtce i plecaku. Wcale nie jest tam gorąco i duszno, więc plastikowy materiał to idealny wybór. Ale na szczęście pod ścianami są miejsca by porzucić nadmiar garderoby. A na pierwszym planie świecący neonowo ochroniarz - doskonale wkomponowany w tłum.



Tu taki augustowski dodatek w postaci klasycznego pempucha - koszulka polo wsadzona do za dużych ściągniętych pasem spodni, kabura na telefon i nieśmiertelne długie czarne skarpetki, które gdyby tylko mogły sięgałyby do kolan oraz jasne adidaso-sandały. Czyli nigdy nie byłem harcerzem, a zawsze chciałem nim zostać. 

niedziela, lipca 13, 2014

Wakacyjne selfeet

Urlop powoli się kończy, więc najwyższa pora na relację w wersji selfeet.


 Już na miejscu, Mosty, pora rozpakować walizki i wyciągnąć japonki. Wersja ze skarpetkami lub rajstopami, czyli polska gejsza. 


Kaloszki ruszają na koncerty - do wyboru, do koloru. Wersja chic z kokardkami, leśna limonka, czarne lakierki i różowa landrynka.


Wreszcie słońce i lato. Śniadanie w ogrodzie, w końcu gołe, nadal białe nogi, obowiązkowo w japonkach.


Plaża, piasek, morze, kamyki i muszelki czyli trampki w podróży są obowiązkowe.


Całe stopy w piasku na małym molo w okolicach Mostów. Smok wysmarowany filtrem +50.


Chwila odpoczynku pomiędzy koncertami i tańcami. Nie ma jak ubita, wyschnięta trawa i zero błota! Można spokojnie się relaksować bez ryzyka ubrudzenia. 


Wycieczka do Sopotu, więc pora na sandałki zamiast trampek, kaloszy czy japonek. Grupa SATC podbija molo.


Fuj wodorosty! Ale do morza trzeba wejść pomimo lekkiego wstrętu.


Pod sceną - najlepiej w trampkach lub butach do biegania. 


Augu, w ogrodzie, chwila odpoczynku. Aż pojawiają się komary, mrówki i inne robale, więc trzeba uciekać, bo smok nie potrafi się odgryźć.


Na rowerku wodnym, na Necku w stronę Rospudy. Cała wysmarowana wodoodpornym +50, by przypadkiem nie złapać poparzenia. 


Pora na wycieczkę na ziemię wileńską. I co? W Polsce pada, więc chic kaloszki ruszają w podróż.


Na litewskim pomoście.


W Ostrej Bramie, gdzie tłum ludzi, zaduch i przepych kościoła katolickiego.


Przy drzewie zapakowanym w włóczkowy, tęczowy kaftanek.


Ostatnia chwila relaksu, na hamaku  w ogrodzie. Za chwile pora ruszać w podróż powrotną do Wro.