poniedziałek, października 30, 2006

Biedny Mały Smok czyli zjazd mojego życia

W piątek odbyła się impreza u Młodego. Bawiłam się wspaniale, idealna ilość alkoholu, doskonałe puszczańskie towarzystwo. Nawet udało się mi i Edycie wyrwać na dwie godziny na bausy do Bezsenności. Po prostu PRZEPYCHOTA!!!Nie będę tu dokładnie opisywać co się działo. Niech wszyscy, którzy nie widzieli "downobójki" żałują, było na co popatrzeć. Ale to już nie mój problem, że niektórzy nie potrafią trafić do Wrocławia. Ja bawiłam się świetnie.
Niestety następnego dnia sielanka zniknęła. Mój układ trawienny powiedział DOŚĆ i przeprowadził generalną rewolucję. Nie będę wdawać się w szczegóły, wystarczy że stwierdzę, że nigdy nie było tak źle. Doszłam do siebie dopiero w niedziele, ponieważ byłam bardzo osłabiona. Jedyny posiłek jaki spożyłam w "dniu zagłady" to makaron z masełkiem. Najmroczniejszy mrok!!!
Mimo tego przykrego zdarzenia, cały weekend należał do jednych z najciekawszych i najlepszych. Niczego nie żałuję.

środa, października 25, 2006

Na zachód od Słońca




"Poza Najdalszym Zachodem,
Tam, gdzie kończą się lądy.
Mój lud tańczy
Na skrzydłach Innego Wiatru."

"Smoki! Smoki są skąpe, chciwe, zdradzieckie, bezlitosne i pozbawione skrupułów. Ale czy są złe? Kim jestem, aby sądzić czyny smoków?... Są mądrzejsze od ludzi. Z nimi jest jak ze snami, Arrenie. My ludzie śnimy sny, czynimy magię - robimy dobrze, robimy źle. Smoki nie śnią. One są snami. One nie czynią magii - to jest ich substancja, ich istota. One nie działają - ONE SĄ."

KALESSIN: "Dawno temu dokonaliśmy wyboru. Wybraliśmy wolność. Ludzie wybrali jarzmo. My wybraliśmy ogień i wiatr, oni wodę i ziemię. My zachód, oni wschód."

niedziela, października 22, 2006

Urodziny Popków

Impreza była super!!! Niestety zupełnie nie widać tego na zdjęciach. Halszka kompletnie nie sprawdziła się jako fotograf, może dlatego że nie była trzeźwa. Zresztą nikt nie był! Kochana wódeczka lała się strumieniami, dopóki nie zabrakło lodu. Generalnie wszystko było idealne (muzyka, miejscówka, ekipa) oprócz tempetatury i wentylacji. Tej ostatniej po prostu nie było, więc nie miało się czym oddychać, chyba że dymem papierosowym. Gdy szłam na parkiet myślałam tylko o tym, czy bez koszulki nie będzie mi lepiej. Jedynym miejscem w całej "Bezsenności" gdzie było świeże powietrze, były koedukacyjne toalety z fotelami pod oknami. Siedziało się tam z przyjemnością i zawierało nowe znajomości.


Moje jedyne zdjęcie nadające się do czegokolwiek. Z Baśką i z Agnieszką (chyba). ;p


Solenizantka Monika z balonikiem.


Jedyne naprawdę dobre zdjęcie. W roli głównej najcudowniejsza pod słońcem Finlandia Cytrynowa. W pozostałych rolach: solenizant bez głowy czyli Marcin, kawałek moich pleców i tył głowy oraz fragment nóg Baśki.


piątek, października 20, 2006

Smocze pogryzienia a wścieklizna. Kłucie!!!

"Photo courtesy PDPhoto.org"

Oficjalnie pragnę oświadczyć, że zostałam dziś ( o godzinie 13:32, 20.10.2006 roku) zaszczepiona. Z tego powodu wszelkie zażalenia dotyczące rozsiewania przeze mnie jakichkolwiek zarazków są nieaktualne. Moje ugryzienia nie wywołają wścieklizny oraz innych chorób przewlekłych, mogą być jedynie nieprzyjemne i pozostawiać ślady zewnętrzne.
Miałam ogromną nadzieje zaszczepić własnoręcznie Młodego, ale niestety na razie się nie dał. Istnieje jednak szansa! Ma się jeszcze odezwać, gdybym została jego jedynym wyjściem. Byłoby to bardzo interesujące doświadczenie, bo o ile zastrzyki dożylne przerażają mnie kompletnie, to domięśnowe wręcz odwrotnie. Co prawda nigdy nikogo nie kłułam, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Zresztą nie wydaje się to zbyt skomplikowane. Otwierasz opakowanie, wyciągasz igłę ze strzykawką, lekko naciskasz strzykawkę by pozbyć się pęcherzyków powietrza, przemywasz wybrane miejsce ( ramię lub inną część ciała) spirytusem salicylowym, kłujesz, wstrzykujesz, wyciągasz igłę i na koniec przykładasz do ranki wacik nasączony w spirytusie. Ogólnie nic trudnego, chyba nawet nie da się tego zrobić źle.
Aż chciałoby się spróbować!!!SA-SA-SA
Zdecydowanie należę do grona sadystów!!!


środa, października 18, 2006

Moje dzieciństwo za zasłoną gęstej, mlecznej mgły



Większość moich znajomych pamięta dokładnie swoje dzieciństwo. Moje wspomnienia zaczynają się dopiero w zerówce. Co się działo przez 6 wcześniejszych lat? Mam dość mgliste pojęcie. Czasem przypominam sobie różne rzeczy lub zdarzenia, ale nigdy do końca nie jestem pewna czy wydarzyły się naprawdę czy to jedynie wyobraźnia.
Moją ubytkową pamięć zastępują wspomnienia innych oraz tysiące zdjęć. Babcia uwielbia przypominać jak zamiast "dziewczynka" mówiłam "wińcinka", jak trzeba było mnie sadzać na biurku przed oknem w czasie obiadu, bo inaczej nic bym nie zjadła. Mama ma takich perełek dużo więcej. Na przykład jak usypiałam przy włączonym odkurzaczu lub w samochodzie z włączonym silnikiem; jak Huba (mój bokser, którego dostałam w dniu narodzin) ciągnąc za ubranie sprowadzał mnie na "folwark", gdy ucząc się chodzić opuszczałam bezpieczne według niego terytorium. No i mój konik na biegunach, czyli najwspanialsza zabawka na świecie. Nawet nie miałam prawdziwego ukochanego misia, bo drewniany konik był lepszy. A gdy czasem mama powie: "idzie rak nieborak..." to do tej pory skręcam się, obecnie ze śmiechu, a kiedyś ze strachu. Zupelnie nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Jedną z ulubionych historii rodzinnych jest moja rozmowa z Młodym. O coś się kłóciliśmy i w pewnym momencie Bartek (lat 4) oznajmił :"Ty bluźnisz!!!", na co ja (lat 7) odpowiedziałam:" sam bluźnisz, durniu!". Jak zwykle musiałam mieć ostatnie słowo, a on wtedy chodził do przedszkola u zakonnic, co jak widać trochę go spaczyło.

Okres mieszkania na "folwarku" przed narodzinami Młodego jest dla mojej pamięci kompletnie nieosiągalny. Jakby czas bez Młodego nigdy nie istniał. Straszne!!! Od 1984 mieszkaliśmy w bloku, ale i tak wszystkie urywki wspomnień dotyczą "folwarku"- miejsca najważniejszego dla całej rodziny. To tam spędzałam każde wakacje, we wszystkie święta zjeżdżała się cała rodzina. W ogrodzie urządzaliśmy domki na drzewach, zawody ślimaków, organizowaliśmy pogrzeby różnych zwierzątek (podczas pogrzebu pewnego jeża mało wszystkiego nie podpaliliśmy). We wczesnym etapie życia, przynajmniej według relacji mamy, potrafiłam siedzieć cały dzień w folwarkowej piaskownicy. "Zimówka", czyli wakacyjne miejsce kultowe, gdzie spędzało się wszystkie godziny poza tymi poświęconymi na posiłki. Tam nauczyłam się pływać, nurkować i byłam pierwszy raz na biwaku pod namiotem.
Tyle przeróżnych wspomnień łaczy sie z "folwarkiem". Przykro się robi, gdy przychodzi się tam teraz. Wszystko popada w ruinę, szczególnie dom, chociaż ogród też już nie ten sam.
Smutność i mroczność!


niedziela, października 15, 2006

Ciacho nad Ciachami czyli Guy Pearce i jego idealne ciałko






To okropne z mojej strony, że zachwycam się tylko jego ciałem, a nie zdolnościami aktorskimi. Niestety nic na to poradzić nie mogę, ten idealny trójkąt, który tworzą jego plecy nie pozwala mi się skupić na niczym innym. Po prostu bóstwo!!! Na szczęście dla niego, a na nieszczęście dla mnie, nie paraduje zawsze nagi. Nogi zresztą też ma bardzo zgrabne, o czym mogłam się przekonać gdy był szaloną Felicią. I oczywiście te kości policzkowe, mogę się tylko zachwycać.

KING KHAN czyli Boski Szaruk




Jak można go nie kochać???

piątek, października 13, 2006

Dlaczego coraz więcej dorosłych osób wokoło???

Nastał czas obron prac magisterskich i ich opijania. To dopiero pierwsza tura, następna czeka mnie w lutym a potem w lipcu. I chyba szybko się to nie skończy, aż wszyscy spóźnieni będą to mieli za sobą. Nawet ja!!!Chociaż mi się zupełnie nie śpieszy. Właściwie to nie ma do czego. Do pracy?Codziennego rannego wstawania? A w następnej kolejności do męża, dzieci i czekania na emeryturę, czyli wolności. Tylko, że wtedy to nie taka sama wolność jak teraz. Przecież nie będę w wieku 70 lat chodzić nad rzeke i pić wino za 10 zł. Bez przesady! Mam nadzieje, że wtedy będzie mnie stać na wino z posmakiem budyniu, cygara i czekolady. Przynajmniej! Choć prawdopodobnie będę woleć likier krówkowy lub inny, bardziej wyszukany trunek.
Ale dość mrocznych myśli. Czas pić zdrowie świeżych pań i panów magistrów! Zasłużyli na to po 5 lub więcej latach starań. Przynajmniej w weekendy należy im się coś od życia, bo w tygodniu praca lub kolejne studia. Na szczęście mamy pod dostatkiem wszelakich świąt, a weekend jest co tydzień. Ogólnie nie jest źle, a bycie dorosłym też ma swoje plusy. Tylko trzeba je odkryć, ale to może nie dziś i nie jutro...
Za kilka lat świetlnych i w odległej galaktyce...

środa, października 11, 2006

Kabhi Alvida Naa Kehna


Wspaniały film, właściwie prawie idealny mimo kilku niedociągnięć. Obecnie jest moim numerem jeden, zobaczymy tylko jak długo...
PLUSY FILMU:
  • SZARUK: piękny, wzruszający, wredny, męski, dojrzały... same ochy i achy (a na dodatek jest piłkarzem, boski karny!)
  • Rani i Preity- doskonale dobrane do swoich ról (niestety Kajol nie miałaby co grać w tym filmie). Rani w niektórych scenach ma takie ciuchy, że tylko można umierać z zazdrości!
  • Abhishek świetnie tańczy, a na dodatek to jego opętanie seksem (chyba odziedziczone po tatusiu) i oczka smutnego pieska z którym nikt nie chce się bawić. Szkoda, że nie pokazali jak walczył o bukiet panny młodej. A jak on mdleje!!!
  • muzyka-jedne z lepszych bausów, szczególnie te dyskotekowe. A "MITWA" w wykonaniu Szaruka to czyste szaleństwo!
  • zakończenie wreszcie szczęśliwe. W między czasie jest trochę płaczu, ale wszystko kończy się dobrze i to dla wszystkich, co jest bardzo ważne.
  • Szaruk żyje!!! i nie jest siwym dziadkiem, gdy następuje happy end. Już zdecydowanie miałam dość tekstów: "będziemy razem w przyszłym życiu". Jak można tak kończyć filmy???
  • synek Szaruka to najsłodsze dziecko w całym kinie bolly
  • scena łóżkowa między Szarukiem i Rani. Ale on ma klate!Ciacho to może nie jest, ale nie można mieć wszystkiego. Poza tym jakby Szaruk był Ciachem to bym prawdopodobnie zwariowała na jego punkcie. A tak jestem w miare normalna i nie gadam o nim bez przerwy- jedynie często. hihihi
  • Rani jako demoniczna małżonka, z batem i w skórzanym gorsecie, a obok niej zaskoczeni koledzy Abhiego, którzy przyszli na mecz.
MINUSY FILMU:
  • mimo wszystko szkoda, że Kajol pojawia się tylko przez chwile w piosence. Ona jest nr 1 jako partnerka Szaruka.
  • brak bausów w wykonaniu Szaruka. Wiem, przez cały film ledwo chodzi, ale nadal mi przykro. Mogli mu pozwolić zatańczyć przed wypadkiem.
  • BIG B (Amitabh Bachchan). Niby taki wyluzowany starszy pan, czasem zabawny, ale jakoś sztucznie wygląda. Sama nie wiem co, ale coś mi nie pasowalo w jego postaci.
  • za mało prawdziwych Indii. Jednak miło jest jak się pojawiają ich tradycyjne święta, jest powód do bausów. Te dyskotekowe to nie to samo.

wtorek, października 10, 2006

Witkacy

Porteret młodzieńca, 1934

Portret kobiecy, kwiecień 1930

Pejzaż jesienny, 1912


LORD NEVERMORE i Lady Ja

Australian Landscape- Witkacy, 1918


LORD NEVERMORE - genialna książka o Polakach napisana przez Szwedkę. Coś niesamowitego, już dawno żadna powieść tak na mnie nie wpłynęła. Pochłaniałam jedną za drugą i momentalnie o poprzedniej zapominałam. O tej na razie nie mam zamiaru zapomnieć! Nie umiem wyjaśnić tej fascynacji, niby zwykła opowieść o przyjaźni, jej zerwaniu i dalszych losach dwóch niesamowitych mężczyzn naznaczonych tą przyjaźnią. A w tle losy XX-wiecznego świata, koszmar wojny, rozwój nauki , Czysta Forma i wiecznie obecny pan Freud, który zmienił postrzeganie ludzkiej psychiki (przynajmniej odnośnie Europejczyków, gdyż żaden Aborygen nigdy nie cierpiał na kompleks Edypa).


"Zły wróżbiarzu - rzekłem - czy czarciego sługo znaku!
Czy cię szatan przysłał tutaj, czy pęd wściekły zagnał burz
Na brzegu smutku i boleści, gdzie żal tylko pustka mieści.
Gdzie noc każda grozę wieści - powiedz, błagam, wzrusz się,
wzrusz!
Jestże, jestże balsam w Gilead? - powiedz, powiedz, wzrusz się,
wzrusz!
Rzekł Kruk na to: NIGDY JUŻ"
(z "Kruka" Edgara Allana Poe)

poniedziałek, października 09, 2006

Mały Wredny Smok czyli Skromna Ja



Jaki jest Smok każdy widzi, ale nie każdy rozumie...

Po przeczytaniu genialnej książki LORD NEVERMORE okazało się, że prawdopodobnie mam rozdwojenie osobowości. Całe szczęście, że to tylko rozdwojenie, a nie na przykład rozmnożenie. Chyba sama bym tego nie przeżyła... Ale są tylko dwa Smoki. Jeden mieszka na końcu świata w jedynej w swoim rodzaju Puszczy, gdzie z domu nie można wyjść bez kompasu i dzidy. W zimie można spotkać niedźwiadki, a lato spędza się z winkiem nad rzeczką (widoczną na zdjęciu). Natomiast drugi to wrocławska Ważka. Szalejąca po klubach, przesiadująca w parku lub nad rzeką z kolejną książką. Starająca się studiować, wariująca na punkcie SHAHRUKH KHANA.

Niby to ciągle ja, ale jednak nie ta sama. Nie potrafię dokładnie wytłumaczyć fenomenu tego zjawiska, ale to może nawet lepiej. Trzeba po prostu przyjąć do wiadomości, że miejsce zamieszkania bardzo wpływa na psychikę człowieka. A może chodzi tu o nasłonecznienie i wilgotność??? Chyba przydało by się by ktoś przeprowadził takie badania. hihihi Ale nie koniecznie na mnie, bo jestem beznadziejnym królikiem doświadczalnym. Nie lubię słuchać poleceń.