poniedziałek, lutego 04, 2013

Szkoła, Sesja, M&M'sy, czyli luty.


Shelli wśród notatek.

Znów chodzę do szkoły. Ale spokojnie, nie jestem znienawidzonym przez społeczeństwo studentem dzienny, ale ciężko pracującym i uczącym zaocznym. Co może niektórych dziwić, szkoła sprawia mi ogromną przyjemność. Na nic nie mam czasu, a jednak jakoś doba wydłużyła się. Podobno też jestem mniej wybuchowa i ogólnie spokojniejsza psychicznie.
Z racji, że na roku pozostało już tylko 15 osób, to wykładowcy podchodzą do nas bardziej indywidualnie i traktują z większą wyrozumiałością. Chociaż może po prostu na uniwerku stosuje się bardziej ludzkie podejście niż na polibudzie. W końcu humaniści powinni być bardziej wyluzowani i mniej rygorystyczni. 

Dobra, koniec nad zachwytami i zaletami - mam sesję.

Na szczęście został tylko jeden egzamin, resztę już mam z głowy.

Jak to zwykle bywa na koniec mam najgorszy, czytaj najmniej ciekawy i interesujący, przedmiot. Co oczywiście sprowadza się do wkuwania mnóstwa definicji, które praktycznie niczym się nie różnią, chyba że osobą która je sformułowała. Poza tym, czytam jakże ciekawe artykuły dotyczące historii i rozwoju bibliologii. Ech...

Koty i M&M'sy dzielnie mnie dopingują w nauce. Tak to już jest, gdy uczę się mało ciekawych (raczej niepotrzebnych w mojej opinii) rzeczy to odczuwam nieodpartą potrzebę czekolady. I tak ciągle podjadam M&M, których jakoś nie ubywa. Język mam w kolorach tęczy, a głowę wypełnioną XIX-wieczną nauką o książce.



4 komentarze:

Kamil pisze...

Trafnie.

Psychoterapia grupowa pisze...

Zaciekawiłeś mnie tym o czym piszesz. Może zainteresujesz się moim blogiem.

Apel o pomoc pisze...

Kiedy następny wpis?

Usługi rachunkowe warszawa pisze...

Kiedy kolejny post?