środa, lipca 15, 2015

Holiday w podróży (Morze - Grunwald - Puszcza)


Godzina 5.30, trasa S8 w stronę Łodzi. Czyli oficjalnie urlop został rozpoczęty. Jadąc w blasku słońca i pełnym błękicie z pierwszego rzędu można podziwiać polski krajobraz. Droga szybkiego ruchu w znacznym stopniu ułatwia przemieszczanie się do celu podróży, szczególnie o tak wczesnej porze.


Rewa, morze a konkretnie zatoka. Już po pierwszej kąpieli i plażowaniu. Teraz pora na spacer i zjedzenie smażonej rybki, mniam mniam. Co z tego, że trzeba nieco poczekać, jak potem można się delektować świetnymi filetami z flądry. Ale później należy koniecznie się położyć, bo inaczej można pęknąć z przejedzenia. A morze jak morze, mokre i co bardzo miłe pozbawione kwitnących, śmierdzących glonów. Z przyjemnością popływałam na materacu i o dziwo w miarę sprawnie się zanurzyłam. 


Sklep z souvenirami przy Europejskim Centrum Solidarności. Przyznam, że nie wiem czy siedzący przed wejściem pan był sprzedawcą w tym przybytku. Generalnie do gmachu muzeum Solidarności trochę trudno trafić, nawet jak już je zobaczysz z daleka. Po pierwsze nie wiesz, że to coś to muzeum, po drugie krążysz po tym ulicach gdzie nie masz kierunkowskazów i nie wiadomo którym zjazdem jechać, a po trzecie jak wreszcie trafisz na parking to nie wiadomo gdzie jest wejście. Widocznie ktoś założył, że odwiedzającymi będą jedynie okoliczni mieszkańcy lub ludzie wytrwali i uparci. 


Widok z dachu muzeum - kierunek Gdynia. Tras jest za free a widok świetny, zresztą ja uwielbiam wszelkie tarasy i punkty widokowe. I dobrze, że można było wjechać windą, bo nawet w klimatyzacji wspinaczka na 6 piętro nie należy do szczególnych przyjemności. Zwiedzanie samego muzeum sobie odpuściliśmy, jednak ciągnęło nas dalej. Poza tym szkoda marnować taki piękny dzień na oglądanie eksponatów. Takie rzeczy należy robić w deszczową pogodę. 


Skoro upał, a na plaży tłum, to należy wybrać się na wycieczkę do Trójmiasta. W znacznej części samochodową, bo przecież gorąco i tłoczno. W Gdańsku udało się pospacerować, zjeść pysznego burgera, pooglądać żaglowce. A wszystko dzięki przyjemnej bryzie od wody, która w znacznym stopniu obniżała temperaturę powietrza. Na dodatek ominęliśmy wszelkie korki w mieście.
  

Ostatni wieczór nad morzem, czyli obowiązkowe piwo na plaży. Cisza i spokój, po całym tłumie w dzień. Obserwowanie meduz których był jakiś wysyp, na szczęście miniaturowych i nieparzących. No i ten zachód słońca, róż na niebie i wodzie.


Grunwald zdobyty! W drodze do Puszczy odwiedziny na słynnym polu bitwy. Zawsze byłam przekonana, że zwycięstwo nad Krzyżakami miało miejsce gdzieś w Wielkopolsce lub Mazowszu, a tu proszę Mazury przez które wiodła trasa do domu. Na dodatek pełen profesjonalizm - muzeum, kamienna mapa, sklep z pamiątkami, oprowadzanie z przewodnikiem. Widać było nawet przygotowania do rekonstrukcji bitwy, trawa świeżo skoszona, kamienie wyczyszczone, teraz tylko czekać na rycerstwo.


Nie ma jak prywatne pole stokrotek z koniczyną, gdzie można się wylegiwać cały dzień. Oczywiście za nim nadejdzie chłodny, burzowy front, który uniemożliwi siedzenie w ogrodzie. Jednak na targu rolnicy narzekają na brak deszczu i świeżej trawy dla krów, więc niech trochę popada by było mleko i sery. Pierwsza czereśnia, której spróbowałam miała robaka, więc na niej zakończyłam obżarstwo. Za to w groszku robali nie ma, więc mogłam jeść do woli bez obaw. Jak zwykle miałam mega problem by wykąpać się w Sajnie. Chyba z godzinę zajęło mi zanurzenie się, a potem jeszcze holowałam materac z B. do brzegu. 


Ognisko na Folwarku, czyli obowiązkowy element wakacji w Puszczy. Co z tego, że pada, przecież zaraz przestanie. Zresztą trzeba spalić wszelkie uschnięte gałęzie i inne ogrodowe śmieci. Przy okazji upiec kiełbaski, poplotkować i ogólnie pogadać przy płomieniach, a także obejrzeć najpopularniejsze filmiki na youtubie. 

Brak komentarzy: