czwartek, marca 31, 2016

Marcowy wycieczkowy chillout


Muszę przyznać, że praktycznie cały marzec obijałam się kinowo. W szczególności chodzi o wysokiej klasy filmy niedostępne w multipleksach. Choć pewnie niektóre są tam puszczane. Owszem odwiedzałam ukochane NH, ale jedynie w ramach akademii polskiego. Taki teraz czas, że po sezonie oskarowym następuje chwilowy zastój i niewiele się dzieje. Można nieco odpocząć, wyłączyć przegrzane szare komórki. Oczywiście także nadrobić zaległości lub w moim przypadku nawet zawitać do multipleksu na zabawę dla mas (ale bez popcornu). Dokonałam tego aż dwukrotnie w przeciągu 4 dni w dwóch różnych miastach! Muszę przyznać, że ogólnie nie jest najgorzej. Jednak smród przypalonego popcornu, a w szczególności ten ciąg durnowatych reklam jest przytłaczający. Za drugim razem byłam już lekko podirytowana pakietem sponsorskim i z utęsknieniem wspomniałam NH czy DCF. No, ale gdzie indziej miałam obejrzeć "Deadpoola"?
Poza lenistwem kinowym udzieliło mi się również lenistwo imprezowe. Jak mogło by inaczej skoro w większość weekendów  przebywałam poza Wrocławiem. Bycząc się na "stosiowej" kanapie z pakietem krówek pod ręką, podziwiając pejzaże wałbrzyskie lub ładując akumulatory i garderobę w Puszczy. A wszystko z kolejnymi lekturami w dłoni. 
I właśnie tego było mi trzeba! Nadrobiłam gigantyczne zaległości książkowe, spotkałam kochane osoby, formalnie odpoczęłam. Dlatego z czystym sumieniem zamówiłam karnet na NH i znów (po latach) w pełnym pakiecie będę mogła zanurzyć się w kino artystyczne. Możliwe, że to ostatni raz, zobaczymy.
Jedynymi istotami niezadowolonymi z moich wycieczek były dwa łobuzy pozostawione pod opieką G. W ramach rekompensaty cały praktycznie kwiecień przesiedzę w mieście. Chodząc do kina, na party i planując co, gdzie i jak. Czyli dla odmiany miejski kwietniowy chillout. 

Brak komentarzy: