niedziela, sierpnia 12, 2007

Let's hear it for the Boy, let's hear it for my Baby...


Ściągając muzykę z QAF przy okazji na kompie znalazło się to zdjęcie - boskość.
Pod nieobecność Magdy ustawiłam je na pulpicie, czyli cudowność cały czas mi towarzyszy, a właściwie nawet w podwójnej dawce, bo należy dodać muzykę. Niestety większość przebojów nie nadaje się do słuchania w domu, raczej w disco i oczywiście podczas oglądania Briana. Zdaję sobie sprawę, że istnieją fani umpa-umpa, którzy w domu tym bardziej lubią robić sieczkę z mózgu, ale takim osobnikom mówimy zdecydowane nie! Nawet Emmett do nich nie należy. Let's hear it for the Boy, let's hear it for my Baby...
Z braku atrakcji postanowiłam ściąć sobie włosy, nie mogę się pochwalić, że wyszło równo, ale kto się będzie szczegółami przejmował. Zresztą i tak chwilowo na żadną plażę ze złotymi chłopcami się nie wybieram, choć już trzecią noc na desce pływam. Chyba faktycznie potrzebuję wakacji plenerowych, 2 miesiące miejskich wystarczy. Poza tym babka sama po mnie przyjedzie, jak się w najbliższym czasie w Puszczy nie zjawię. Na desce tam nie popływam, nawet jakbym potrafiła, ale może przynajmniej ponurkuję w jeziorze i na pomoście poleżę.

Brak komentarzy: