Częste wizyty na plaży nie spowodowały pogłębienia się mej opalenizny, chyba słońce puszczańsko-sierpniowe nie wpływa na skórę tak dobrze jak wrocławskie. Na szczęście dzięki nowym rewelacyjnym okularkom nadrobiłam braki jeziorowe, po mimo nie najwyższej temperatury wody oraz sporego zamulenia Necka.
Solarowy koszyczek właściwie dokonał żywota w puszczy, choć nie był wcale intensywnie wykorzystywany. Na wyjściach plażowych spisywał się doskonale.
Jugosławia i oczywiście Pub Bab, jedyny odwiedzany pub, po niefortunnym wyjściu do Parkowego. Kochany przez wszystkich i nie dający się niczym zastąpić na dłuższą metę.
3 komentarze:
noo... kolejna porcja solidnych puszczańskich rozważań - miód na me czytelnicze receptory :)
ależ jest piękne to zdjęcie jugosławii chyba sobie na tapete wrzucę :P
ach, Ty samolubie, tylko własne zdjęcia chwalisz!
:P
Prześlij komentarz