wtorek, listopada 25, 2014

Listopadowe selfeed


Nadeszła pora na kolejne, a konkretnie listopadowe selfeet. Nagle z lekkim poślizgiem pojawiła się jesień. Mi często zdarza się spóźniać, więc w pełni rozumiem że miała inne rzeczy na głowie i się nie wyrobiła na czas. Można jej to wybaczyć, najważniejsze że już jest! Czyli powiało chłodem, słońce ukryło się za chmurami, a drzewa w końcu mogły się pozbyć ciężaru liści. Ostatecznie mogłam schować trampki i sandały do pudełek. Botki panują niepodzielnie, podobnie jak rajstopy. 


A także grube, dłuższe skarpetki. Stopki znów czekają na wiosnę, bo w nich zbyt wieje po nogach. Obecnie najlepiej sprawdzają się modele za kostkę, gdzie nawet ogon smoka nie wystaje i tylko Piotruś Pan wystawia czubek głowy. W takich można spędzić całe popołudnie w NH na edukacji.


Najnowsi faworyci podczas wycieczki do Łodzi, a konkretnie zdobywania pewnej fabryki. Jak się człowiek wybiera w dresach w odwiedziny, to nie może się spodziewać wizyty w operze lub filharmonii. A jak na dodatek  przyjeżdża do takiej Łodzi w dresie, to opuszczona fabryka jest idealny celem zwiedzania.


Tak niewiele brakowało, by wyjść na dach. Niestety jesień, więc dach był mokry i śliski, czyli niebezpieczny (nawet w dresie). Dodatkowo istniało ryzyko wykrycia przez strażnika tego uroczego przybytku, gdzie niegdyś powstawały najpiękniejsze tkaniny.


W Łodzi nawet obciachowe buty mają swoje miejsce w muzeum. Przyznam, że wszystkie były koszmarne i nie jestem do końca przekonana dlaczego znalazły się pośród tylu pięknym tkanin i materiałów. Za to przypuszczam, że trawa została zakupiona tam gdzie moja z letniego dachu.

Brak komentarzy: