niedziela, czerwca 07, 2015

Wojna jest passe ale ciągle trwa


Najnowszy film Clinta Eastwooda "American Sniper" pokazuje, że w kinie amerykańskim nastąpił przesyt filmów wojennych, oczywiście dotyczących tematyki współczesnej amerykańskiej wojny. Po licznych nominacjach, w tym oskarowych, na półkach twórców znalazło się bardzo niewiele statuetek. Dla przykładu Oskar otrzymał tylko duet czysto techniczny, zajmujący się montażem dźwięku. Sam film ogląda się w miarę dobrze, choć się nieco dłuży. Mamy historię żołnierza z powołania, Chris uważa za swój narodowy obowiązek obronę zaatakowanej ojczyzny. Jest prostym kowbojem, który nie ma problemów ze spełnianiem rozkazów i wypełnianiem poleceń. W końcu tak został wychowany, należy chronić swoich nawet za najwyższą cenę. Czytaj zabijać wrogów kraju, nawet gdy są nimi dzieci lub kobiety. Prawdopodobnie między innymi dlatego zostaje najlepszym snajperem w amerykańskiej armii. On wierzy w słuszność sprawy. Jednocześnie uzależnia się od kolejnych tur służby, nie potrafi wysiedzieć w domu, z rodziną. Dopiero z czasem i po groźbie opuszczenia postanawia skończyć z misjami. Zostaje w kraju, choć nadal wspiera armię, pomaga weteranom wrócić do codzienności.
Eastwood tworząc swój film skorzystał z prawdziwej historii amerykańskiego bohatera. Pewnie dlatego, osiągnął tak wielki kasowy sukces. Amerykanie kochają herosów, nawet jeśli obecnie większość społeczeństwa jest przeciwna wojnie. Na szczęście Bradley Cooper pokazuje, że superbohater nie musi być patetyczny, dosadny i zuchwały. Jego postać nie jest idealnym żołnierzem, będącym bez skazy. Została zagrana w sposób subtelny i w pewien sposób bierny. Chris jest gburowaty, ale w pozytywnym znaczeniu, mało mówi (raczej mamrocze przez zarośniętą brodę), nie podważa rozkazów, dba o towarzyszy i nie jest wylewny w uczuciach. Jednak ma jasny cel - chronić swoich bezbronnych przed tymi "złymi". Cała biograficzna historia jest przedstawiona realistycznie od początku do końca. Eastwood podobnie jak nasz bohater nikogo nie ocenia, nie dyskutuje czy wojna ma sens. Stara się obiektywnie przedstawić poszczególne wydarzenia i to jest największa zaleta tego filmu.

























To ciekawe, że obecnie specjalistką od filmów wojennych (oczywiście piszę tu o wojnie w Iraku i Afganistanie) jest kobieta - Kathryn Bigelow. Za "The Hurt Locker" otrzymała jako pierwsza w historii kobieta-reżyser Oskara, a za "Wroga nr 1" miała nominację za najlepszy film (została pokonana przez wspaniałą "Operację Argo", też nawiązującą do klimatów wojennych). Przyznam, że oba te filmy były nieco przy długie - wiem regularnie na to ostatnio narzekam, jednak wyrosłam wreszcie z fascynacji dziełami które trwają ponad 120 minut a spokojnie mogłyby zamknąć się zamknąć w powiedzmy 95. 
Pierwszy film nie zrobił na mnie wyjątkowego wrażenia, choć nie mogę powiedzieć był bardzo dobry. Ograbił walki zbrojne a także samych żołnierzy z patosu i mitu o bohaterstwie, tak popularnego w kinie (męskim) amerykańskim. Pokazał dużych chłopców, którzy kochają ryzyko i zabawy z bronią. Wyjazd na misję jest dla nich świetną ucieczką przed codziennym życiem, w którym sobie nie radzą za dobrze. Bo kto w pełni normalny zostaje saperem? W armii i w czasie walki masz szansę na ciągły haj adrenalinowy. A jak nie lubisz słuchać rozkazów to zawsze pozostaje zostać najemnikiem i współczesnym łowcą nagród. Gorzej dla tych co zostają w domu i ciągle myślą czy wrócisz w jednym kawałku.
"The Hurt Locker" to męskie, twarde kino, za to "Zero Dark Thirty" pokazuje wojnę z perspektywy kobiety, agentki. Ona nie walczy bezpośrednio na terytorium wroga, nie trzyma karabinu w dłoniach. Jej bronią jest technologia oraz analityczny umysł. Oglądałam ten film w przerwie pomiędzy odcinkami ostatniego sezonu "Homeland", trwało to chyba z 3-4 dni (taka nowa przypadłość za długie obrazy oglądam w częściach).  W którymś momencie byłam tak zapętlona w obie historie, że już nie wiedziałam czy poluje na Bin Ladena czy walczę z wrogimi Pakistańczykami próbując uwolnić najlepszego przyjaciela. Czyli jednak! Wkręciłam się w kino wojenne! Czemu? Mam kilka przypuszczeń. Kobieta jako główna bohaterka, czyli łatwiej jest się utożsamiać z postacią. Jej motywacja, początkowo czysto teoretyczna i beznamiętna, z czasem zmienia się w chęć zemsty za śmierć bliskich osób - to można w pełni zrozumieć, w odwrocie do uzależnienia od życia na krawędzi czy tak zwanej miłości do ojczyzny. Fabuła, która miesza kino akcji z dramatem, a przede wszystkim z filmem szpiegowskim. To chęć poznania, rozwiązania zagadki (miejsca pobytu wroga) spowodowała, że nie zrezygnowałam z oglądania po pierwszych 40 minutach. 
Uważam, że drugie dzieło Bigelow jest dużo lepsze niż pierwsze i oba zostały zniszczone przez Oskary. "The Hurt Locker" zdobył ich za dużo i ma się wobec niego za duże oczekiwania. "Zero Dark Thirty" mógł otrzymać statuetkę jedynie w kategorii technicznej, bo nie wypada nagradzać tej samej ekipy. Szkoda. Zobaczymy co kolejnego zrobi specjalistka od kina wojennego.


"Homeland" to jeden z moich ulubionych seriali. Jak już wiadomo nie przepadam za klimatem wojennym a seriali o tej tematyce staram się wręcz unikać. Jednak perypetie agentki CIA i jej współpracowników oglądam z zapartym tchem. Porównując z tym na przykład przygody Jamesa Bonda są nudne i przewidywalne. Za to w rzeczywistości wykreowanej przez Showtime nawet nic nie znaczące wydarzenia mogą się okazać kluczowe. A najważniejszym przesłaniem jest, że "nie można ufać nikomu, nawet samemu sobie". Co w przypadku Carrie i jej choroby psychicznej (spoiler!!!) jest jak najbardziej na miejscu. 
O ile pierwsze dwa sezony były ok (rodzina Brodego była lekkim zgrzytem w fabule), to szaleństwo jakie następuje po finale w Langley jest świetne. Psychoza i fobie narastają, aż nie potrafię zliczyć ile razy dałam się nabrać scenarzystom kto jest wrogiem a kto przyjacielem. Wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie. Coś tym jest, że niektórzy mają niesamowitą wyobraźnię i do takich ludzi można zaliczyć autorów "Homeland". Jak doskonale określił kolega Z. jeśli obmyślałaś wszystkie, nawet najbardziej nieprawdopodobne zakończenia sezonu to i tak nie trafiłaś. Oni są lepsi i właśnie znów wbili cię w fotel. Oczywiście jak bywa w serialach są odcinki słabsze i lepsze. Jednak siłą tej serii jest trzymanie się określonego pomysłu i sukcesywne jego realizowanie, nawet jak widzowie i szefostwo stacji kręcą nosem. Całe szczęście! Po wakacjach 5 sezon. Twórcy zapowiadają przeskok w czasie o 2 lata i Berlin. Carrie opuściła CIA, ale czy Agencja i Saul opuściły ją? Z kim i o co tym razem będzie walczyć?
  

Brak komentarzy: