środa, stycznia 06, 2016

Było, minęło... zima


Była zima, nie ma zimy. Sypał śnieg, pada deszcz. Piękny, jasny, śnieżny krajobraz miasta znów poszarzał. Tylko lód na chodnikach w niektórych miejscach pozostał, by karać nieostrożnych, śpieszących się przechodniów. Ale przynajmniej trochę zimy było! W zeszłym roku nie dostąpiłam we Wrocławiu zaszczytu spaceru wśród białych zasp. Bycie grzeczną w Sylwestra opłaciło się. Ranna pobudka w Nowy Rok, bez kaca i innych klasycznych niedogodności, a do tego ten wspaniały widok za oknem. Wreszcie chciało się wyjść z domu! Zamiast siedzieć z książką lub oglądać kolejny film. Szczególnie, że po świętach wprowadziłam lekki odwyk, jeśli chodzi o to drugie. Oczywiście sporo czasu zajęło samo wyjście, trzeba było odnaleźć traperki, odpowiednią kurtkę, czapkę itd. Do tego grube, zimowe skarpety za kolano. Nie popadłam, aż w taką euforię, by po jednym zimowym spacerze skończyć chora w łóżku. Po tych wszystkich przygotowaniach byłam wreszcie gotowa, by spędzić w okolicznym parku jakieś 40 minut. Wiem, wiem, szykowałam się jak na wyprawę, a moje wyjście można ledwo spacerkiem nazwać. Oczywiście w "puszczowych" standardach. Jednak zrobiłam rundkę po ścieżkach, a nie było łatwo, bo ciągle wpadałam w poślizg. Strzeliłam kilka fotek (jak widać), choć ręce mi zamarzały, a telefon też nie miał nastroju na współpracę. Dotleniłam się, nacieszyłam śniegiem i mrozem, więc spełniona mogłam z czystym sumieniem wrócić do ulubionych, leniwych, domowych zajęć.


Mój noworoczny spacerek trwał dokładnie tyle ile powinien, gdyż pomimo chwilowego zachwytu śniegiem, tak naprawdę to ja nie przepadam za zimą. Nie lubię mrozu, śliskich chodników, brudnego śniegu, który przykleja się do butów. I jeszcze ta wszechogarniająca wilgoć! We Wrocławiu to marna przyjemność na dłuższą metę. Już po jednym dniu opadów śniegu w niczym nie przypomina wspaniałej (na 100% wyidealizowanej przez moją wyobraźnię i nostalgię) zimy w Puszczy. Tak, tak, nie ten klimat co tam, mniejsze zanieczyszczenie środowiska, inny krajobraz. A przecież tam też chodniki są oblodzone, śnieg brudny, a mróz o wiele większy. Tylko, że z nostalgią nie wygram. Zawsze będę twierdzić, że w Puszczy w zimę niebo jest błękitne i świeci słońce. Temperatura jest niższa, ale odczuwana inaczej (do tej pory nie pojmuję jak mogłam chodzić w martensach w takie zimno!). Cóż zawsze dzieciństwo wydaje się lepsze niż dorosłość, choć gust modowy miałam wtedy nie najlepszy.


Były święta i po świętach. Praktycznie poznikały już wszelkie ozdoby związane z Bożym Narodzeniem. A trzeba przyznać, że z roku na rok pojawiają się coraz wcześniej. Potem nie dziwne, że wszyscy czekamy na śnieg w połowie listopada, skoro na mieście królują choinki. Niewielu pamięta, że kalendarzowa zima rozpoczyna się w drugiej połowie grudnia, a listopad z założenia powinien być bury i szary. Może dlatego tak bardzo chcemy go rozweselić świątecznymi świecidełkami i jak najszybciej przegonić. Osobiście raz na jakiś czas potrzebuję schować się w ponurości. Mieć chwilę na przemyślenia, refleksję, chandrę. Za nim dam się wkręcić w grudniowe szaleństwo, które męczy o wiele bardziej. Wtedy nie ma czasu, by schować się pod kołdrę i zająć się nicnierobieniem. 

Brak komentarzy: