poniedziałek, lipca 15, 2013

Dziewczyna z lilią (smutna bajka dla dorosłych dzieci)


Historia w skrócie wygląda tak:
On, nieco nieporadny życiowo i bujający w chmurach, poznaje Ją. Zakochują się podczas tańca, mamy oświadczyny na lodowisku, potem wyścig ślubny. Przezroczysta limuzyna wiezie ich na miesiąc miodowy i... Tu kończy się kolorowa bajka. Żadne z nich nigdy nie pracowało, a przynajmniej on - ma formalnie odpowiednio duży zapas mamony w sejfie. Ale Ona jest śmiertelnie chora, a pieniądze znikają nie wiadomo kiedy. On poświęca się i przyjmuje każdą pracę, jednak wkoło niej nadal więdną kwiaty.

Idąc na seans nie wiedziałam, że wybieram się na nowe dzieło Michela Gondrego. Prawdopodobnie wtedy miałabym trochę inne nastawienie. Jego filmy nie należą do klasycznego współczesnego kina francuskiego, które jest dostępne na polskich ekranach. Jednak po pierwszej minucie wiedziałam, że znów zawitałam do świata autora "Jak we śnie" i genialnych teledysków Bjork z lat 90-tych. I byłam zachwycona, niestety nie trwało to długo. 

Zaczęło się jak zwykle - kolorowo i surrealistycznie. Pierwsze skojarzenie: Miś Uszatek na wycieczce w Paryżu. Urocza, bajkowa historia miłosna. W tle pseudo filozoficzne gadki, jednak niezakłócające głównego romantycznego wątku. Jednak po godzinie kolory znikającą, scenografia zaczyna się sypać i gnić. Robi się coraz bardziej ponuro i depresyjnie, ale nadal masz nadzieję na happy end. Po czym wychodzisz z kina i nic nie mówisz. Czemu? Bo nie lubię, jak ktoś niszczy bajkowy świat i zmienia go rzeczywistość po wybuchu bomby.  



Zdecydowanie preferuję wcześniejsze dzieła Gondrego. "Jak we śnie" ma idealnie wymierzoną ilość pluszowych, elektronicznych i innych fantastycznych stworów. W "Dziewczynie z lilią" jest ich stanowczo za dużo. Szczególnie w pierwszej części można dostać oczopląsu od tego nadmiaru. Bohaterzy grani przez Bernala i Gainsbourg funkcjonują w normalnym realnym świecie i równolegle mają drugi stworzony podczas snu. Tam pluszowy konik potrafi biegać, a maszyna do cofania się w czasie naprawdę działa. Jest to bezpieczne i szczęśliwe miejsce. W najnowszym filmie postacie Gondrego nie są twórcami, dla nich ten fantastyczny, straszny świat to jedyna rzeczywistość. Bajkowość nie oznacza już opowieści w stylu Disneya, raczej bracia Grimm grają tu pierwsze skrzypce, a także "Królowa Śniegu" Andersena.



Moim ulubionym filmem jest "Zakochany bez pamięci". Nie ma stworów z bajek i koszmarów, jest tylko genialny pomysł na historię pewnej, bardziej lub mniej szalonej pary i ludzi z jej otoczenia. To co dodatkowo przeszkadza w "Dziewczynie...", to natłok niepotrzebnych postaci. Przy napisach końcowych widać, że rodzina reżysera chciała zaistnieć na wielkim ekranie. W "Zakochanym..." pomimo sporej ilości znanych nazwisk wszyscy mają określoną i wydaje się kluczową dla filmu, rolę do odegrania. Nie ma zbędnych wypełniaczy, wszystko jest perfekcyjnie dopracowane.

Ogólnie "Dziewczyna z lilią" zawiodła moje zaufanie do filmów w stylu urban-fantasy. Wcześniejsze dzieła magika Gondrego dawały nadzieję, najnowsze jedynie rozbudza, by następnie ją zmiażdżyć pod tekturowym czołgiem. Mam wrażenie, że tworzenie przestało sprawiać panu Michelowi przyjemność. Albo tak skupił się na fantastycznych detalach, że zapomniał o najważniejszym, czyli dobrej historii.

Brak komentarzy: