wtorek, marca 04, 2014

Jak chorować to tylko z Waltem Disneyem


Jak to zazwyczaj bywa, gdy się tylko na coś za bardzo napalę to wszechświat postanawia pokazać, że nie ja rządzę. Były wielkie plany urlopowe, propozycje wyjazdów, imprez kulturalnych i niekulturalnych. I co? Skończyło się na leżeniu pod kołderką, jedzeniu kisielu (na gardło) i smarkaniu. A skoro ponownie obyło się bez gorączki (podwyższona temperatura sugeruje, że organizm stara się bronić przed infekcją - mój tego nigdy nie czyni) mogłam się filmować do woli. Oskarowe nominacje miałam już odbębnione, na nic ambitnego nie miałam mocy, czyli nadeszła pora na sprawdzonego Disneya. Dużo klasyki, a też nieco nowości (w tym tej oskarowej).


Zanotujmy to chronologicznie (wg daty produkcji, a nie czasu mego oglądania):
Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków (1937), Kopciuszek (1950), Śpiąca królewna (1959), Księga dżungli (1967), Mała syrenka (1989), Zaplątani (2010), Kraina lodu (2013).

Generalnie poszłam w stronę księżniczkowych opowieści, jedynym wyjątkiem była historia Mowglim. To ostatni film przy którym osobiście pracował Walt Disney. Wcześniej go też nie widziałam, więc zamiast po raz kolejny oglądać Bambi lub Dumbo, zafundowałam sobie śpiewającą dżunglę. Tak śpiewającą i tańczącą, bo znakiem firmowym każdej produkcji, nie zależnie czy stworzonej prawie 80 lat czy rok temu, są piosenki. Jak w kinie bollywood, uzupełniają i wzbogacają historię. Są dopracowane w każdym szczególe, stworzone i wykonane przez najlepszych (dlatego nie dziwi, że tak często zgarniają Oskary). Bez nich opowieść nie miałaby mocy, duszy.

Wszystkie historie oparte na książkowych pierwowzorach rozpoczynają się sekwencją otwieranej księgi (zapisanej pismem gotyckim - chyba frakturą), dopiero w "Małej syrence" znika ten motyw (nieco szkoda). Jeśli chodzi o klasykę, to królewna ma zawsze brygadę zwierząt do pomocy, bo coś jest do posprzątania, nazbierania. Zawsze posłuszna, uczynna, grzeczna. Ariel to pierwsza z wielu przyszłym buntowniczek. Nie jest potulną dziewczynką, co czeka na księcia który ją uratuje, odnajdzie. Jej następczynie Roszpunka i Anna to wojowniczki. Trochę nieumiejętnie i nieporadnie, ale jednak walczą o swoje marzenia, pragnienia.

Generalnie we wszystkich filmach panuje tendencja średniowieczna (np. XIV wiek w "Śpiącej królewnie") lub wiek XIX z książętami w stylu galowo-wojskowym (pagony, medale i te sprawy). To chyba dwa najbardziej bajkowe okresy historyczne - ciemne wieki, gdzie w każdym lesie kryła się wiedźma lub wróżka oraz rewolucja przemysłowa, której przeciwieństwem miał być zaczarowany, ukryty świat.

Mam wrażenie, że kreska twórców ulegała niewielkim zmianom przez lata a dopiero ostatnio w dobie 3D i technik cyfrowych nastąpiła kompletna przemiana. Czy na lepsze? Nie wiem, osobiście mam olbrzymi sentyment do Śnieżki i spółki (choć to przyszłe kury pałacowe). Jednak nie ma co ukrywać, mimika współczesnych postaci jest 1000 razy lepsza niż tych sprzed 20 lat.  A przecież to w "Małej syrence" po raz pierwszy wykorzystano efekty komputerowe - ach te bąbelki i wodorosty.  

Studio Animacji Walta Disneya wypuściło od pierwszej produkcji (Śnieżki 1937) do chwili obecnej (Kraina lodu 2013) 95 filmów animowanych. Pomijam tu dzieci Pixara, bo to oddzielny oddział fabryki pana D. Część to prequele oraz sequele znanych i lubianych hitów, ale sporo też zapomnianych historii, które może warto przypomnieć lub poznać (np. Robin Hood 1973 - wersja ze zwierzętami). 

Brak komentarzy: