wtorek, listopada 17, 2015

Dokumentalne


"Ofiary proroka"przeżywałam ponad tydzień, nie mogłam się otrząsnąć po tym co obejrzałam. Kilka osób o tym bardzo dobrze wie, bo o Warrenie Jeffsie i kościele FLDS gadałam przy każdej okazji. Fundamentalistyczny Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich to ortodoksyjny odłam Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (LDS), a jego wyznawców potocznie nazywa się mormonami. Bo kto wymyśla tak długie nazwy? O ile wierni LDS zaprzestali poligamii, to FLDS jest jak najbardziej za. Ich duchownym i nie tylko przywódcą jest właśnie Warren Jeffs, choć oficjalnie od czasu skazania na dożywocie (+25 lat) zrzekł się tytułu lidera. Jednak nadal rządzi z celi, gdyż bóg do niego przemawia, a najwierniejszy brat przejął oficjalnie pałeczkę władzy.
Nie będę tu przybliżać historii pokazanej w filmie. Czyli początków kościoła oraz drogi, którą przebył Warren, by skończyć, w pełni zasłużenie, w celi.  Oczywiście wszystkie jego czynny są obrzydliwe i moim zdaniem ten człowiek jest chodzącą bombą wybuchową. Na dodatek posiadającą wiernych, którzy są gotowi zrobić dla niego wszystko. Nie pojmuję kompletnie, jak tyle ludzi w niego wierzy i wykonuje ślepo rozkazy. Rozkazy typu: "mamy 31 grudnia 2012, czyli koniec świata. Prorok oznajmia, że wszyscy mają zgromadzić się na polu o godzinie 6 rano i czekać na zbawienie. Czekają do 18, zaczynając od nowo narodzonych dzieci kończąc na zniedołężniałych starcach, gdy prorok komunikuje, że bóg zmienił zdanie i nie są godni, więc końca świata nie będzie." Fuck! Jak po czymś takim można bezgranicznie ufać w słowa tego człowieka? Czy te wszystkie kobiety to debilki??? Oddają własne dzieci potworowi, by mógł je molestować, a potem jeszcze go bronią. Tak, tak, te wszystkie kobiety wyglądające, jak wyrwane z planu "Domku na prerii", są gotowe poświęcić wszystko dla proroka i swego zbawienia. Przez to stanowią naprawdę wielkie zagrożenie dla społeczeństwa. Nie pojęte jest jak w tak krótkim czasie można zrobić ludziom takie pranie mózgu. Dzieci, rodzice, rodzeństwa odwracają się od siebie, bo świr stwierdził, że ktoś jest apostatą i zagraża ich zbawieniu. Najgorsze w tym wszystkim jest, że FLDS ma olbrzymie wpływy w Stanach, znaczna część przemysłu jest własnością kościoła, czyli Warrena Jeffsa. Amerykanie wyhodowali sobie bardzo niebezpiecznego pasożyta na własnym podwórku. Chyba nie za bardzo wiedzą, jak się go pozbyć. A możliwe, że władze wcale nie chcą. 
Reżyserka Amy Berg zebrała materiały, które przez lata gromadzili Sam Brower i Jon Krakauer. Mamy wywiady z licznymi ofiarami, członkami rodziny skrzywdzonymi przez Jeffsa. Wraz z kamerą i Samem Browerem odwiedzamy miasteczka zamieszkane przez członków FLDS. Głosem Nicka Cave'a słyszymy o wszystkich paranojach, w które oni ślepo wierzą. A wszystko przy muzyce stworzonej przez Cave'a i Warrena Ellisa. Przyznam, że to dla tych muzyków skusiłam się na film. Okazał się strzałem w dziesiątkę. Cóż w przypadku tych dwóch, można powiedzieć, jak zwykle. 

 

"America Recycled" to relacja z wycieczki po USA braci Tima i Noaha Hussin, których widać powyżej. Przez dwa lata przejechali trasę wzdłuż południowej granicy Stanów Zjednoczonych. Zaczynając w Karolinie Północnej (lub Południowej - nie pamiętam), kończąc w Kalifornii. Nie była to podróż z typu: mamy świetnych sponsorów, którzy zapewniają nam wyżywienie, zakwaterowanie oraz opiekę a w zamian my robimy za żywą, super fajną reklamę. Nie, nie, to nie ta bajka. Chłopaki podrasowali własne rowery, zapakowali najpotrzebniejsze rzeczy (śpiwory, ubrania, naczynia itd.), podłączyli kamerkę do kasku i wyruszyli w samotną drogę. Po co? Wiadomo, popadając w schemat, poprzez poznanie własnego kraju, chcieli poznać siebie. Sprawdzić się, zmierzyć z własnymi słabościami. Banał??? Nawet bardzo. Nuda??? Niekoniecznie. Ameryka na swym terytorium skrywa liczne, bardzo interesujące niespodzianki. Szczególnie, gdy wyjedziemy z aglomeracji miejskich i skorzystamy z bocznych, praktycznie nie uczęszczanych dróg. 
Osoby spodziewające się dokumentu w stylu "National Geographic" mogą odpuścić sobie oglądanie. Bohaterem "America Recycled" nie jest dzika przyroda, są nim ludzie - outsiderzy, którzy zerwali z konsumpcyjnym stylem bycia. Każda grupa, bo mamy pokazane różne społeczności, ma swoje zasady, sposoby na życie i zdobywanie pywienia. Tak, tak, bo o jedzenie między innymi chodzi. Na terenach leśnych i w okolicach dużych miast nie jest wielkim problemem zaopatrzenie. Śmietniki kryją olbrzymie bogactwa marnowanej żywności, a uprawa wymaga pracy, ale nie super mocy. Za to w rejonach pustynnych Teksasu i Kalifornii prowadzenie własnego gospodarstwa jest nie lada wyzwaniem. A państwo wcale w tym nie pomaga, nakładając bezsensowne przepisy. Muszę przyznać, że aby uciec od cywilizacji trzeba być zdeterminowanym i odważnym. Dla mnie osobiście zjedzenie przejechanej wiewiórki lub sarenki jest czymś niewyobrażalnym.
Kamera braci Hussin nie ocenia, ona jedynie rejestruje. Kolejne kilometry na trasie... las, mokradła, pustynia, opuszczone miasteczka i ludzie. Wiele ich różni, ale łączy chęć wyrwania się/uwolnienia się z systemu, państwa, cywilizacji. Podczas rozmów z napotkanymi osobami często pojawia się pytanie, co się stanie z ludzkością, gdy zabraknie żywności w sklepach. Amerykańskie społeczeństwo potrafi tylko konsumować, z produkcja są nieco na bakier. Większość myśli, że jedzenie powstaje w supermarketach - typu: rzodkiewka rośnie w pęczkach. Stąd ten powrót do natury wśród niektórych. Dlaczego? Ze strachu i rozczarowania rządem. Tim i Noah nie przedstawiają własnego zdania na ten temat, oni jedynie słuchają. W ich przypadku emocje pojawiają się tylko podczas rodzinnych kłótni, typowych dla rodzeństwa które przebywa ze sobą non stop. 
"America Recycled" pokazuje alternatywną stronę USA w sposób przystępny dla każdego, nie tylko fana wycieczek rowerowych.  I do tego mamy świetną, niepowtarzalną muzykę!

Brak komentarzy: