wtorek, maja 08, 2007

In dreams begin the responsibilities (Yeats)


Z przyczyn niezależnych, ale bezpośrednio mnie dotyczących musiałam zostać dłużej niż planowałam w Puszczy. Zamiast szaleć po Wawie (Edi tak mi przykro), grzecznie siedziałam w domu i czytałam powieść J. Dehnela. Dopiero wczoraj wsiadłam w pociąg do Wro, a i tak do ostatniej chwili czekałam na telefon, który miał zdecydować czy jadę czy jednak będę musiała zostać. Na szczęście nie jest tak źle jak myślałam i dzięki temu dziś już widzę pochmurny Breslau za oknem.
Podróż pociągiem była jakaś nierealna. Murakami pisze, że "odpowiedzialność zaczyna się w snach", a mi dwa dni pod rząd śnił się Javier Bardem (ubrany w stój roboczy Klimta) w sytuacjach wybitnie erotycznych. Czy to coś znaczy? Chwilę później podnoszę głowę znad "Kafki nad morzem", a za oknem widzę, że mijamy Lisów, międzywojenny raj utracony Lali. Już tyle razy jechałam tą trasą, a dopiero teraz odkryłam "złodziejską wioskę" za Częstochową. Może dlatego, że wreszcie do mnie dotarło, że też straciłam swój raj, który popada w ruinę i wywołuje płacz.

Brak komentarzy: