poniedziałek, grudnia 04, 2006

Chmury, chmury nad bezkresną pustynią miasta

Za trzy tygodnie będę w domu. Sama nie wiem kiedy ten czas zleciał, muszę ruszyć na podbój miasta i kupić prezenty. W środę "Mikołaj", a jutro urodziny Młodego. Poza tym nie mam jeszcze nic pod choinkę, wstępny plan mam, gorzej z realizacją.

W sobotę była parapetówka u Marty i Wojtka, bardzo sympatycznie, tylko że daleko. Psie Pole to już dawno nie jest przedmieście, ale to nie zmniejsza odległości od centrum. Nawet ze Sławusiem się widziałyśmy, hihihi, ten to się chyba nigdy nie zmieni. Wegetarianizm połączony z Fight Clubem.

Od pewnego czasu staram się lansować - posiadam legginsy i sukienkę lata 80, bawię się w robienie paznokci, chodzę na zajęcia na uniwerek, prowadzę tego bloga...
A tu wystarcza chwila rozmowy z panią K. i się okazuje, że pomimo starań i tak jestem do tyłu.
Lans to przeszłość, snobizm to przyszłość!
Andrzej miał rację nazywając mnie "córą przeszłości", ale obiecuję w przyszłym tygodniu poszukam w okolicy "klubu sportowo-rekreacyjnego" i też się zapiszę. Oczywiście jeśli mają wolne miejsca!

Brak komentarzy: