Na zdjęciach, przynajmniej na większości, nie widać moich posiniaczonych rąk i nóg. Nie wiem jak to się dzieje, ale zawsze po pobycie w Puszczy wyglądam jak Dziecko Wojny. Chwilowo z mnóstwa siniaków ( po Sylwestrze naliczyłam 20 na lewej nodze, na prawej było jeszcze więcej, kilku na rękach i 3 na plecach) zostało tylko kilka na nogach. Te obrażenia muszą mieć jakiś związek z powrotami do domu, bo we Wrocławiu nie zbieram nowych, tylko goję rany. Oczywiście nie licząc rozwalenia nosa, ale to była wyjątkowa sytuacja. Zupełnie tego nie rozumiem, bo wydaje mi się, że we Wro zachowuję się tak samo jak w Puszczy. No, może jedynie robię wszystko z większym natężeniem.
Mam już weekend, muszę wybrać się do Empiku na dalsze czytanie 11 tomu "Koła Czasu", na razie mam za sobą tylko 150 stron. Gdybym mogła to pochłonęłabym tę książkę w całości, tak jak poprzednie, ale jeszcze nie ma jej w bibliotekach, więc kiedy mam czas to siedzę w Empiku. Na szczęście mają tam wygodne kanapy. A jak wreszcie skończę to znów przez kilka miesięcy będę czekać na drugą część tego tomu. Straszne jest te moje uzależnienie!
3 komentarze:
Och...też się w nie wpatruję, dość często nawet...słodkie...a polarek w antyramie to pomysł genialny, jeszcze leży u mnie w szafie ta pamiątka disco w Greku ;)po raz kolejny "och...", cudownie, że to zdjecie zamieściłaś...
ciesze się że przynajmniej Tobie się podoba...
cmoczki :*
a komus sie nie podoba ? :P
Prześlij komentarz