niedziela, stycznia 28, 2007

Kami-no Kodomotachi-wa Mina Odoru

Pojechałyśmy do Płaskiej, bo chciałam się wykąpać. Niestety Kasiek wmówiła mi, że na pewno się przez to rozchoruję. Dlatego zamiast popływać, musiałam się w japonkach wspinać na jakąś durną górkę. Nawet taki widok nie zrekompensował obtartych nóg.


Wczoraj wreszcie gdzieś wyszłam wieczorem, co prawda nie powinnam była. Jutro mam egzamin, fuj!!! Było całkiem miło, Monia i Janusz przyjechali na weekend z Wawy, więc trzeba było się z nimi spotkać. Poza tym Magda oddała laborat. Na koniec wieczoru, a może właściwie na dobry początek dnia obejrzałyśmy Szaruczka w Kabhi Alvida Naa Kehna. Już niemal zapomniałam jaki on jest cudowny! Same ochy i achy!!!
Jak na mnie wstałam nawet wcześnie ( ok. 10:30), zrobiłam sobie francuskie śniadanie i super zdrową zieloną herbatę z vilcacorą ( na opakowaniu od niej widnieje napis: "herbatka nie jest zalecana osobom, które przeszły lub są kandydatami do transplantacji, kobietom w ciąży i karmiącym piersią, podczas kuracji hormonalnej"). Należę do nielicznych fanów zielonej herbaty, ale ta nawet jak na moje standardy nie jest najsmaczniejsza. Niestety czego się nie robi dla zdrowia. Właściwie cały dzień się uczę, z małymi przerwami. Okropność! Odzwyczaiłam się od tego, ale na szczęście muszę tylko tak przeżyć do środy... a potem wolność.
Oczywiście zamiast uczyć się, cały mijający tydzień czytałam. "Wszystkie boże dzieci tańczą"-Murakami i jego zbiór opowiadań. Nie było Człowieka-Owcy (chlip chlip), ale za to Pan Żaba, który uratował Tokio przed wielką Dżdżownicą (hihihi). I "Koło Czasu"... ten cykl kiedyś mnie zabije lub spowoduje, że zwariuję. Jak mówi Młody: BYWA...


Berta - nasz gorczycowy, ukochany piesek, wiecznie głodny!

Brak komentarzy: