środa, października 18, 2006

Moje dzieciństwo za zasłoną gęstej, mlecznej mgły



Większość moich znajomych pamięta dokładnie swoje dzieciństwo. Moje wspomnienia zaczynają się dopiero w zerówce. Co się działo przez 6 wcześniejszych lat? Mam dość mgliste pojęcie. Czasem przypominam sobie różne rzeczy lub zdarzenia, ale nigdy do końca nie jestem pewna czy wydarzyły się naprawdę czy to jedynie wyobraźnia.
Moją ubytkową pamięć zastępują wspomnienia innych oraz tysiące zdjęć. Babcia uwielbia przypominać jak zamiast "dziewczynka" mówiłam "wińcinka", jak trzeba było mnie sadzać na biurku przed oknem w czasie obiadu, bo inaczej nic bym nie zjadła. Mama ma takich perełek dużo więcej. Na przykład jak usypiałam przy włączonym odkurzaczu lub w samochodzie z włączonym silnikiem; jak Huba (mój bokser, którego dostałam w dniu narodzin) ciągnąc za ubranie sprowadzał mnie na "folwark", gdy ucząc się chodzić opuszczałam bezpieczne według niego terytorium. No i mój konik na biegunach, czyli najwspanialsza zabawka na świecie. Nawet nie miałam prawdziwego ukochanego misia, bo drewniany konik był lepszy. A gdy czasem mama powie: "idzie rak nieborak..." to do tej pory skręcam się, obecnie ze śmiechu, a kiedyś ze strachu. Zupelnie nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Jedną z ulubionych historii rodzinnych jest moja rozmowa z Młodym. O coś się kłóciliśmy i w pewnym momencie Bartek (lat 4) oznajmił :"Ty bluźnisz!!!", na co ja (lat 7) odpowiedziałam:" sam bluźnisz, durniu!". Jak zwykle musiałam mieć ostatnie słowo, a on wtedy chodził do przedszkola u zakonnic, co jak widać trochę go spaczyło.

Okres mieszkania na "folwarku" przed narodzinami Młodego jest dla mojej pamięci kompletnie nieosiągalny. Jakby czas bez Młodego nigdy nie istniał. Straszne!!! Od 1984 mieszkaliśmy w bloku, ale i tak wszystkie urywki wspomnień dotyczą "folwarku"- miejsca najważniejszego dla całej rodziny. To tam spędzałam każde wakacje, we wszystkie święta zjeżdżała się cała rodzina. W ogrodzie urządzaliśmy domki na drzewach, zawody ślimaków, organizowaliśmy pogrzeby różnych zwierzątek (podczas pogrzebu pewnego jeża mało wszystkiego nie podpaliliśmy). We wczesnym etapie życia, przynajmniej według relacji mamy, potrafiłam siedzieć cały dzień w folwarkowej piaskownicy. "Zimówka", czyli wakacyjne miejsce kultowe, gdzie spędzało się wszystkie godziny poza tymi poświęconymi na posiłki. Tam nauczyłam się pływać, nurkować i byłam pierwszy raz na biwaku pod namiotem.
Tyle przeróżnych wspomnień łaczy sie z "folwarkiem". Przykro się robi, gdy przychodzi się tam teraz. Wszystko popada w ruinę, szczególnie dom, chociaż ogród też już nie ten sam.
Smutność i mroczność!


2 komentarze:

simonout pisze...

Dorota, nie wiedziałem że masz blogasa :P :D
PS to ty całkiem śmieszną wińcinką byłaś, to pewnie przez tego konika ;P

dragonfly pisze...

jak mnie znalazles???Stosiowi nawet z pomocą Witczaka to sie nie udało. Widać kto tu może zostać hackerem!
Wińciką nadal jestem jakbyś nie zauważył, może tylko już nie śmieszną. :(