poniedziałek, października 30, 2006

Biedny Mały Smok czyli zjazd mojego życia

W piątek odbyła się impreza u Młodego. Bawiłam się wspaniale, idealna ilość alkoholu, doskonałe puszczańskie towarzystwo. Nawet udało się mi i Edycie wyrwać na dwie godziny na bausy do Bezsenności. Po prostu PRZEPYCHOTA!!!Nie będę tu dokładnie opisywać co się działo. Niech wszyscy, którzy nie widzieli "downobójki" żałują, było na co popatrzeć. Ale to już nie mój problem, że niektórzy nie potrafią trafić do Wrocławia. Ja bawiłam się świetnie.
Niestety następnego dnia sielanka zniknęła. Mój układ trawienny powiedział DOŚĆ i przeprowadził generalną rewolucję. Nie będę wdawać się w szczegóły, wystarczy że stwierdzę, że nigdy nie było tak źle. Doszłam do siebie dopiero w niedziele, ponieważ byłam bardzo osłabiona. Jedyny posiłek jaki spożyłam w "dniu zagłady" to makaron z masełkiem. Najmroczniejszy mrok!!!
Mimo tego przykrego zdarzenia, cały weekend należał do jednych z najciekawszych i najlepszych. Niczego nie żałuję.

4 komentarze:

simonout pisze...

"Ale to już nie mój problem, że niektórzy nie potrafią trafić do Wrocławia."

a niektórzy sie zastanawiają jak trafić do puszczy :P

dragonfly pisze...

"a niektórzy sie zastanawiają jak trafić do puszczy :P"
i uda sie im trafic, w odwrocie do tych co zmierzaja do wro.


kasienko wiem ze jestes w pewnych dziedzinach mistrzem, a w tej zdecydowanie nie chce z Toba konkurowac!

simonout pisze...

ale pojechałas... :P:P

simonout pisze...

*w sensie że po nas ;)