poniedziałek, listopada 27, 2006

Bananowy weekend


Już po weekendzie... Niestety nie byłam na bolly imprezie, sobotni "globus" bardzo ograniczył moje możliwości fizyczne i intelektualne. Nawet czytać nie mogłam, bo literki wzmacniały pulsowanie lewej połowy mojej głowy. Za to piątek był rewelacyjny, nawet koło z Turbo Pascala nie mogło go zepsuć. Jedzonko hinduskie wyszło świetnie, mięsożercy też byli zachwyceni! Co prawda męska część "bananowych dzieci" spóźniła się 2 godziny, ale za to dotarli w takim stanie, że trzeba było im wszystko wybaczyć. Określenie "bananowe dzieci" zostało stworzone przez byłego znajomego (dla niektórych byłego przyjaciela). Miało być obraźliwe, ale wszystkim tak się spodobało, że można powiedzieć: "komplement nie poszedł w okno wiaty, komplement zaszedł". Rudy musi wymyśleć coś innego, by wzbudzić oburzenie i gniew, choć nie sądzę by mu się to udało. Nie ma takich predyspozycji!
Wczoraj już odżyłam, wreszcie byłam w kinie! W końcu się udało! "Jak we śnie" - też chcę takiego pluszowego konika!Film bardzo sympatyczny, idealny dla fanów "Garden State".
Na zdjęciu mgła nad ogrodem botanicznym i Ostrowem.

Brak komentarzy: